Na Mazynberg chodziło się zazwyczaj zimą. Stok obok bloków przy ul. Okrzei był wprost wymarzony do zjazdów na sankach. Oczywiście dzieci z okolicznych osiedli mogły zjeżdżać też gdzie indziej, bo w Mysłowicach teren jest ogólnie mocno pofałdowany i zawsze znajdzie się jakieś małe wzniesienie, gdzie można zjechać na sankach czy po prostu kawałku tektury. Mały, ale bardzo stromy "stok" znajduje się obok alejki przy blokach na Różyckiego, podobnie jak kiedyś na Bończyku w miejscu obecnego parkingu za nową halą sportową, a dzieci z Wielkiej Skotnicy miały nawet usypaną (do dziś) małą górkę zjazdową. Ale Mazynberg to było zawsze to zjazdowe "ekstremum", górka wszystkich górek, najwyższy i nieokiełznany punkt miasta.
Jeśli spojrzy się na mapę Mysłowic, to można łatwo zauważyć, że Mazynberg nie jest w mieście żadnym wyjątkiem. Ciekawszych, bardziej górzystych wzniesień jest więcej, jak choćby Traugot na Morgach, Kępa Bagieniokowa w Krasowach czy Wapiennik w Dziećkowicach. Nawet inne śródmiejskie wzgórze, przy ul. Mikołowskiej, na szczycie którego mieściło się targowisko, a teraz Tesco, mapy często określają jako wyższe o metr od Mazynberga, ale czy nas to zmyli? Mazynberg jest ogromny, trzeba się na niego wspinać od każdej strony, a kiedy się już na niego wejdzie, można liczyć na naprawdę dalekie widoki, którymi jednak jako małe dzieci się nie przejmowaliśmy. Wchodzenie na Mazynberg było pewną trudnością i atrakcja sama w sobie, ale tak naprawdę liczył się dla nas zjazd!
Wschodni stok Mazynberga przy ul. Okrzei był do zjazdów idealny i to z kilku powodów. Przede wszystkim był stromy, szeroki i długi, poza tym pod koniec zjazdu nie wjeżdżało się do żadnego dołu czy na ulicę, ale spokojnie wyhamowywało na rozległej płaszczyźnie. Również co jest ważne stok był zawsze dobrze ubity, bo wszystkie dzieciaki z okolicznych bloków wypróbowywały tu swoje umiejętności zaraz z pierwszym śniegiem. Było tu też bezpiecznie, właściwie pod oknami dwóch wieżowców Okrzei, czyli po prostu pod okiem rodziców. Dlaczego pisze w przeszłym czasie? Niestety teraz porządne zjazdy z naszego stoku są już właściwie niemożliwe. Stok od lat 80-tych, kiedy zimą umawialiśmy się grupami na szczycie, zmienił nie tylko swój wygląd, ale co istotniejsze kształt. Jest on o wiele mniejszy, zniekształcony na szczycie rozbudowanymi garażami, a w dole przecięty chodnikiem i nowymi blokami. Ale największe zmiany w kształcie stoku spowodowała budowa boiska osiedlowego, które po prostu wcięło się w niego, przekreślając możliwość bezpiecznego zjazdu.
Dawne zjazdy odeszły więc w niepamięć, ale nie jestem chyba jedynym dzieckiem z tamtego okresu, który ma do Mazynberga sentyment. Bo Mazynberg, to nie był tylko ten jeden zimowy stok. Góra żyła przecież cały rok i my, dzieci, spotykaliśmy się z nią przez cały czas. Poza zima trwał sezon cyrkowy, wtedy od miasta do miasta jeździły cyrkowe grupy ustawiają swoje bajeczne namioty, a w Mysłowicach stawiały właśnie na Mazynbergu, poniżej stoku zjazdowego, na płaszczyźnie, do której zimą mieliśmy zawsze ambicje dojechać, a gdzie stoją teraz nowe bloki. Przyjazd cyrku był dla nas wielkim wydarzeniem, niemal świętem, a wiadomość o rozstawiającym się namiocie roznosiła się wśród nas natychmiast. Rodzinna wyprawa na przedstawienie była wręcz obowiązkowa, po prostu należało tam być. W szarej, PRL-owskiej rzeczywistości dekoracyjny przepych i orkiestra na żywo robiły na nas wrażenie, i nawet jeśli, tak jak mnie, akrobacje i popisy treserów nudziły, to zawsze można było pośmiać się z wygłupów klaunów.
Mazynberg żył kiedyś swoim własnym życiem, był wielkim obszarem, nie tak łatwo jak dzisiaj dostępnym. Mazynberg bardziej się omijało, niż przez niego przechodziło, a tym bardziej przejeżdżało. Trzeba pamiętać, że przez cały jego szczyt, gdzie teraz znajduje się nieukończona budowa szkoły, kiedyś ciągnął się duży obszar ogródków działkowych, które ostały się jeszcze w maleńkim fragmencie. Przecinającej szczyt wzniesienia przy ogrodzeniu budowy ulicy Moniuszki nie było, Mazynberg był strefą niedostępną i w większości ogrodzoną. Jego powolna zabudowa rozpoczęła się budową "osiedla policyjnego" na zachodnim stoku. Budowa osiedla była dla nas kolejnym powodem do zabawy, ponieważ była ona otwarta i w żaden szczególny sposób niezabezpieczona. W czasie budowy piwnic bloków i kanalizacji powstały ogromne piaszczyste wykopy, w których to podczas dalekich skoków testowaliśmy wytrzymałość swoich kości na upadek. Oczywiście było to niebezpieczne, ale skoro widzieliśmy tam księżycowe kratery i okopy wojskowe z "4 pancernych...", to czy był sposób byśmy odmówili sobie zabawy?
Na "naszą górkę" zawsze mówiliśmy Mazynberg, chociaż ani jest to po polsku, ani super-poprawnie po niemiecku. Dopiero dużo później, kiedy moje ostatnie sanki zardzewiały w którejś piwnicy, usłyszałem określenie Wzgórze Maazego i w pierwszej chwili nie skojarzyłem obu tych zwrotów. Kim był więc Maazy - właścicielem tego terenu? A może kimś z kim związana jest jakaś legenda? Tego niedopytałem. Dla mnie Mazynberg tworzy własną historię.