rozrywka   podróże   fachowo   kontakt   startuj
jaWsieci
 jaWsieci podróże Moje Miasto DO PRZYJACIÓŁ LITWINÓW
 Redaguje: Czesław Miłosz
Do przyjaciół Litwinów
Niewiele jest miast w Europie, które by były poddawane takim mitologizacjom jak Wilno. Rozumiem przez to opowieści wzięte z przeszłości i niekoniecznie zgodne z faktami. Historia tego miasta jest tak dziwaczna, że po prostu zaprasza, żeby przenosić ją w wymiar baśni, co też nieraz czyniono i opowieści zmieniały się zależnie od tego, kto opowiadał: czy byli to Litwini, czy Polacy, Żydzi czy Białorusini.
Ponieważ mamy tutaj dyskutować o pamięci zbiorowej, musze wyznać, że prawdę historyczna uważam za możliwą, w pewnych granicach, i że jest ona bardzo potrzebna.
Zawód historyka na tym właśnie polega, że musi on wierzyć w możliwość dotarcia do prawdy obiektywnej, innej niż mity, które na faktach narosły, i grzebiąc się w archiwach, szuka do tej prawdy dostępu. Ale w tej samej sytuacji co historyk jest poeta czy prozaik, jeżeli pisze na tematy wzięte z historii miasta, bo jego dzieło, jeżeli nie ma oparcia w rzeczywistości, nie będzie trwałe.
Niestety, ustalić, "jak to naprawdę było", jest bardzo trudno. Ludzie, którzy niegdyś żyli i ich sprawy nie są zostawione w spokoju raz na zawsze, ale bez ustanku dostarczają materiału przeróbkom i świadomym albo nieświadomym manipulacjom w interesie ludzi żywych. W takim mieście jak Wilno są to w pierwszym rzędzie interesy grup etnicznych czy językowych.

Mam 89 lat, wyrosłem tutaj, w tym mieście, i przyznaje się, ze Wilno jest dla mnie ciężarem. Oczekuje się tu ode mnie, że będę mówić same miłe rzeczy, nie urażające nikogo. Ja natomiast nie jestem dyplomatą, choć oczywiście zależy mi na dobrych stosunkach pomiędzy Polską i Litwą. Niestety, przyjeżdżając do Wilna, zawsze mam wrażenie, że trzeba tu chodzić jak po cienkim lodzie i że nie wystarcza tutaj być człowiekiem, bo każdego natychmiast zapytają, czy jest Litwinem, czy Polakiem, Żydem czy Niemcem, jakby ponury wiek XX, wiek etnicznych podziałów, trwał tu dalej w najlepsze.
Ponieważ broniłem nieraz interesów niepodległej Litwy, polscy demagodzy nie mają do mnie sympatii i rozpowiadają, że tak postępuję, ponieważ jestem Litwinem. Z musu więc poświęcę parę słów tej kwestii.

Litwa, ojczyzna moja
Urodziłem się w samym środku Litwy i miałbym większe prawo napisać "Litwo, Ojczyzno moja" niż mój wielki patron Adam Mickiewicz. W ciągu wielu lat spędzonych w Ameryce siłą mojej poezji było przywiązanie do moich prowincjonalnych korzeni w powiecie kiejdańskim. Jednakże moja rodzina już w XVI wieku mówiła po polsku. Do szkół chodziłem polskich. Kiedy w roku 1940 otrzymałem w Wilnie litewski dowód osobisty, w rubryce "narodowość" stało "lenkas" (Polak). Jako poeta polski musiałem wybierać pomiędzy opcjami ofiarowanymi przez kulturę polska i wcześnie wybrałem niechęć do polskiego nacjonalizmu. Nie znaczy to, że litewski nacjonalizm mi się podobał, tyle że odnosiłem się do niego z większym zrozumieniem i tolerancją. Ale umieszczenie w dowodach osobistych rubryki "narodowość" było niewątpliwie dowodem nacjonalizmu przedwojennej Litwy ze stolica w Kownie. Ideologią tamtego państwa był mit litewskiego Wilna i młode pokolenia Litwinów były poddane odpowiedniej propagandzie. Kiedy po rozbiorze Polski przez Hitlera i Stalina młodzi Litwini zaczęli przyjeżdżać do Wilna, przekonali się, że lekcje w szkole o litewskości Wilna nie były prawdą, bo miasto miało jedynie nikły procent Litwinów, a ludność składała się z Polaków i Żydów.

Przed 1939 rokiem Wilno polskie i Wilno żydowskie istniały obok siebie, ale prawie nie komunikowały się ze sobą, były to więc w istocie dwa miasta, dwie kultury. Dla Polaka Wilno jest nadal kolebką romantyzmu, czyli najważniejszego w polskiej historii ruchu, którego znaczenie wykracza poza literaturę. Ale miał on też ogromne znaczenie dla historii Litwy. Bez wielkiej przesady można powiedzieć, że Litwę, jako mityczna krainę odwiecznych lasów i pogańskich bogów, stworzyła wyobraźnia polskich pisarzy, zwłaszcza romantycznych. Już w XVI wieku Maciej Stryjkowski wydał swoją, olbrzymich rozmiarów, "Kronikę litewską", która miała służyć jako źródło tematów jego następcom w parę stuleci później. Poczucie litewskiej tożsamości narodowej kształtowało się dzięki lekturze takich dzieł, jak "Grażyna" i "Konrad Wallenrod" Mickiewicza, "Mindowe" Słowackiego, "Pojata, córka Lizdejki" Bernatowicza czy nawet na takich kuriozach jak sążnisty poemat Józefa Ignacego Kraszewskiego "Witolorauda", wydany w 1840 roku, gdzie znajdujemy cały panteon litewskich bogów pogańskich, zachowujących się jak bogowie mitologii greckiej. Romantyczny rodowód mają też "Starożytne dzieje narodu litewskiego" Narbutta, których dziewięć tomów ukazało się w Wilnie między rokiem 1837 i 1841. Zmitologizowana pogańska Litwa spełniała w literaturze pisanej po polsku te mniej więcej funkcje, co dawna Szkocja w literaturze angielskiej. A fakt, że litewska świadomość narodowa znalazła się pod wpływem romantycznych pomysłów, nie pozostał bez skutków także dla dzieł litewskich historyków, którzy maja skłonność do idealizacji niektórych władców i magnatów przeszłości.

Jerozolima Północy
Piękno geograficznego położenia i architektury tego miasta ma w sobie coś magicznego. Łatwo zapomnieć tutaj, że stoimy nad grobem około stu tysięcy Żydów. Przerażliwość tego masowego mordu jest tu ciągle, choć żywym wygodniej jest o tym nie pamiętać. Dla żydowskich historyków Wilno pozostaje jednak "Jerozolimą Północy", jednym z najważniejszych na świecie centrów kultury żydowskiej. Rosnąc w Wilnie polskim, niewiele o przeszłości Wilna żydowskiego wiedziałem, co wskazuje na metodę nacjonalistycznych podręczników polegającą na eliminacji pewnych faktów. Na przykład to, co zdarzyło się w tym mieście w roku 1749, było przykre dla polskiego katolicyzmu i dlatego zasługiwało na wymazanie. Spalono wtedy żywcem na stosie heretyka. Był nim Walentyn hrabia Potocki, który, studiując w Amsterdamie, nawrócił się na judaizm i mimo tortur, jakim go poddawano, nie powrócił do chrześcijaństwa. Grób tego męczennika wiary był otoczony czcią przez wileńskich Żydów również w moich latach szkolnych i uniwersyteckich, przy całkowitej mojej niewiedzy. W pewnym sensie mógłbym służyć za przykład deformacji umysłu przez wychowanie w duchu nacjonalistycznym, z czego musiałem później sam wyzwalać się z trudem. Oto przestroga dla młodych Litwinów, aby nie poddawali się nowym deformacjom, tym razem litewskim.
Dzisiaj moja wiedza o Wilnie żydowskim pochodzi głównie z książek, nawet jeżeli dotyczy spraw dziejących się tuż obok, w zasięgu ręki. Choć trzeba przyznać, że nasza grupa literacka Żagary, próbując przezwyciężyć nacjonalizm, utrzymywała przyjazne stosunki z lewicowa grupa poetów piszących w jidysz Jung Vilne. Z tej grupy przeżyli Zagładę poeci Abram Sutzkever, Koczergiński i Chaim Grade - ten ostatni pisał po wojnie w Nowym Jorku proza opowieści o życiu małych miasteczek żydowskich na Wileńszczyźnie. Zdaniem wielu czytelników znających język jidysz Nagroda Nobla nie należała się Bashevisowi Singerowi, ale Chaimowi Grade.
Dzisiaj rozmyślam o minionym na zawsze żydowskim Wilnie ze zdumieniem. Było to miasto olbrzymich sprężonych energii, stolica domów wydawniczych publikujących książki w jidysz i hebrajskim, siedziba pism literackich i teatrów. Pod tym względem z Wilnem mógł konkurować jedynie Nowy Jork. Nic dziwnego, że wśród Żydów amerykańskich najwyżej cenione jest pochodzenie z Wilna i, jak opowiadała mi z humorem Susan Sontag, jej dziadek takie pochodzenie sobie dorobił, bo naprawdę pochodził z małego podwileńskiego miasteczka.
Żydowskie Wilno mówiło i pisało głównie w jidysz. W celu przechowywania i badania kultury ludowej Wilna i okolicznych shtetl, założono w Wilnie Żydowski Instytut Historyczny. Niejako dalszym jego ciągiem jest w Nowym Jorku JIVO, instytut, który przechowuje ocalone wileńskie archiwa swego poprzednika.
Polityczna historia tej części Europy nie może obyć się bez podkreślenia wybitnej roli Bundu. Żydowska partia socjalistyczna Bund została założona w roku 1897 i w carskim imperium współzawodniczyła w walce o wpływy z bolszewikami i eserami. Dla mnie słowo "Bund" nie kojarzy się z odległą już przeszłością, ale z postaciami jeszcze żyjącymi, jak Marek Edelman, bundowiec i jeden z przywódców powstania w getcie warszawskim, który pozostał wierny ideologii swojej partii i po wojnie nie wyemigrował do Izraela. Przez znaczna część mego życia Bund istniał w mojej świadomości jako partia socjalistyczna, ale tak znienawidzona przez Stalina, że ten kazał aresztować i rozstrzelać jej przywódców. Podczas II wojny światowej bundowcy organizowali czynny opór w gettach Wilna, Białegostoku i Warszawy, we współpracy z polskimi socjalistami. Jednym z bohaterów mojej młodości w Wilnie był student i działacz socjalistyczny Leszek Raabe, który miał zostać rozstrzelany przez hitlerowców dlatego, że choć nie był Żydem, działał jako łącznik pomiędzy Bundem w getcie wileńskim i Bundem w getcie warszawskim.
Myślę, że uporanie się z przeszłością Wilna jako "Jerozolimy Północy" jest trudne i bolesne, ale nieuniknione, jeżeli chcemy, żeby duchy umarłych zostawiły nas w spokoju.



  1   2  




pogoda
wiadomości
prasówka
kalendarz
kontakt:
poczta
sms
czat
dyskusje
forum
blogi
kartki
e-dyski
strony
tematy
szukam:
e-zasoby
tv & radio
odjazdy
rozrywka
podróże
zdrowie
sztuka:
teatr
kino
muzyka
literatura
e-galeria
muzeum
recenzje
inicjatywy
wydarzenia
zakupy
pieniądze
fachowo
patronaty
reklama
taxi




Karton w E-galerii
O portalu | Kontakt | Komunikaty | Nawigator | Reklama | Strony WWW | Serwer | Współpraca | Regulamin
© Copyright by jaWsieci 2001-2021. Korzystając z portalu zgadzasz się na stosowanie Cookies
[do góry]