rozrywka   podróże   fachowo   kontakt   startuj
jaWsieci
 jaWsieci podróże Moje Miasto DOLNY WRZESZCZ
 Redaguje: Krzysztof Dowgiałło
Dolny Wrzeszcz
DROGA DO KOMPOZYCJI
Dolny Wrzeszcz uzyskał w II połowie XIX wieku fasadę w postaci z cegieł, kamieni i cementu. Tutaj, w dawnym królestwie strumyków, łąk i piaskowych wydm, władzę nad przestrzenią objęły mieszczańskie kamienice, wodociągi, trotuary oraz inne akcesoria nowoczesnego miasta. W dawnej, przedhistorycznej epoce życie mieszkańców Dolnego Wrzeszcza skupiało się wokół strumienia Strzyża. Tymczasem w VIII-X wieku na wysokich wydmach obok lasu powstała "droga kupców" (via mercatorum), łącząca Gdańsk, Górny Wrzeszcz, Oliwę, Sopot... Zaistniała sytuacja, że w czasach historycznych (po 997 r.) Dolny Wrzeszcz stał się obszarem peryferyjnym wobec Górnego Wrzeszcza, gdyż tam powstała duża (jak na XIII wiek) wieś i gródek rycerza Wrzeszcza. W 1247 książę gdański Świętopełk II zapisał cystersom wioskę Wrzeszcz z dwoma młynami. Cystersi zinterpretowali ten dokument jako darowiznę (z pełnymi prawami feudalnymi) całego biegu strumyczka Strzyży. Mieszkańcy Dolnego Wrzeszcza znaleźli się w stosunku poddańczym wobec opactwa cysterskiego z Oliwy. Trwało to do roku 1348, kiedy krzyżacy (w osobie komtura gdańskiego, Gerarda von Stegena) zajęli wieś w Górnym Wrzeszczu i zwrócili uwagę na strategiczne znaczenie Dolnego Wrzeszcza. Jedna odnoga strumienia Strzyży wpadała do jeziora Zaspa, druga do [Martwej] Wisły. Była to droga docierania do tego ważnego szlaku wodnego przez nieprzebyte bagna i rozlewiska. Posiadanie Dolnego Wrzeszcza stanowiło więc najłatwiejszy i najtańszy sposób aprowizacji Gdańska i obrony jego przedpola. W roku 1412 Górny i Dolny Wrzeszcz osiągnęły "samodzielność", ale pod władzą "wielkiego przyjaciela Zakonu" - Gerda von der Beke. Dostojnik ten podzielił Wrzeszcz na 26 ogrodów, stanowiących cienkie pasemka gruntów, rozpoczynające się od "drogi kupców" a docierające do nurtu Strzyży i innych strumieni płynących na terenie Dolnego Wrzeszcza. Poszczególne gospodarstwa we Wrzeszczu były dzierżawami. Nazwa obszaru od roku 1263 brzmiała "Vriest", lecz w XVI wieku na obszarze Dolnego Wrzeszcza wyodrębniły się "Kuźniczki" i "Nowe Szkoty". Osady te prawdopodobnie znalazły się poza władzą patrycjuszy Bischofów, którzy nie przepadali za "nowinkami technicznymi" z dziedziny melioracji i hydrauliki. W Nowych Szkotach osiedli imigranci religijni ze Szkocji i Niderlandów. Układ tej osady odnajdziemy w okolicy ulicy Mickiewicza, Wyspiańskiego i Legionów, zaś jej centrum znajdowało się przy dzisiejszym placu ks. B. Komorowskiego. Przemiana obszaru Dolnego Wrzeszcza polegała na wprowadzeniu drenów. Z biegiem wieków zmieniły się stosunki wodne, znikły bagienka, rozlewiska, a sama Strzyża płynie w naszej industrialnej epoce w iście symbolicznej formie. W roku 1860 w Górnym i Dolnym Wrzeszczu mieszkało 1 000 osób, a w roku 1910 już 31 000 osób. Wrzeszcz stał się więc jakby osobnym miastem, a Wrzeszcz Dolny (od torów kolei ku morzu) uzyskał swój mieszczański, ceglany wygląd, skrywający hodowlano-rolniczy charakter tego miejsca. Należy więc jako przesłanie przypomnieć słowa Güntera Grassa: "Wrzeszcz był tak duży i tak mały, że wszystko, co na tym świecie wydarza się lub mogłoby się wydarzyć, wydarzyło się też lub mogłoby się wydarzyć we Wrzeszczu" (Günter Grass, "Psie lata", s. 298). Można też samodzielnie podążać ścieżkami historii Dolnego Wrzeszcza, w czym pomagają publikacje:
1. "Lichtbilder aus Danzig und Umgebung" (sygnatura II 153660 Biblioteki PAN-u w Gdańsku),
2. Wörl Leon, "Führer durch Danzig und Umgebung" (sygnatura 135929 w tejże bibliotece),
3. Stankiewicz, "Gdańsk - rozwój urbanistyczny",
4. Archiwum Państwowe [Gdańsk] 940, Akta cystersów w Oliwie (od pocz. XIII w. do 1829),
... albo własne doświadczenie miejsca:

MOJE PODGLĄDANIE WRZESZCZA
W dawnych, bardzo dawnych czasach dostrzegłem, że jestem we Wrzeszczu, kiedy stalowe potwory przelatywały nad moim balkonem, a ja ukryty pod fotelem przypatrywałem się tym igrzyskom. Trwał kryzys kubański, a ja prowizorycznie zrozumiałem swoje istnienie i pragnąłem spaceru przy ogródku i pohasania w piaskownicy. Wreszcie wypuszczono mnie na świeże powietrze, gdzie latały ogromne i złośliwe tłuste muchy, jakby wypasione na rozlicznych topielach kałuż. Mieszkałem we Wrzeszczu, przy torach, naprzeciwko wysokiej wieży kościoła, obok pokracznego budynku dworca, pół fortu i pół bunkra. Zapędzono mnie do szkoły, dawnych koszar piechoty armii niemieckiej cesarza Wilhelma II, skąd trudno było mi uciekać nad staw przy ogromnym browarze. W stawie pływały jakieś mizerne rybki i szczypawice, ale w mule kryły się ogromne bogactwa III Rzeszy: broń, monety, łyżki, młynki do kawy. Wiedziałem, że tutaj, lecz nie w szkole, jest moje przeznaczenie i spełnienie idealne. Po południu wokół stawu zbierali się starzy złoczyńcy, być może, że z przedmieść Wilna, bo uważali popieranie państwowego monopolu spirytusowego PRL za zbrodnie przeciw naturze. Wrzeszcz w okolicach placu Wybickiego, ulicy Danusi, Aldony, Grażyny był w latach 60-tych biedny i jakby zdziczały. Dość spokojnie przemykały się po nich starsze panie w długich sukniach, sypał się już tynk, rozwalano powoli żelazne "germańskie" płoty, ale oczekiwaliśmy czegoś wielkiego i podniosłego. Wreszcie przyszedł grudzień roku 1970, starano się nas zatrzymać w szkole, ale my wiedzieliśmy, że zaczyna się już coś nowego. Wiosną osuszono staw przy browarze i ogromne bogactwa stały się naszym łupem, razem z kubkami pełnymi monet, bagnetami i pistoletami. Narastało bogactwo, kupowano "Warszawy" i "Wartburgi", pojawiły się też "Syrenki", którym wypadało wybijać szyby. Przy parafii istniał też stary sad, który stanowił miejsce moich eskapad w przerwach między służbą bożą a słuchaniem nauk bożych ks. Zielińskiego, który określił mnie przedziwnym słowem "lowelas". Po wydarzeniach grudniowych zrozumiałem, że oprócz Wrzeszcza i Dużego Gdańska istnieje piękny Sopot, w którym można sprzedawać monety. Tam ujrzałem hipisów, którzy też pojawili się w Górnym Wrzeszczu przy restauracji "Pod kominkiem". Wieczorami w tamtych okolicach grano na gitarach i czyniono coś przerażającego, o czym wspomniał Dyrektor na apelu. Około roku 1972 na ulicy Wajdeloty odtworzono dwie knajpki i wszędzie rozbudowano kufloteki. Nie okradałem pijaków, ale znalezione w parku przy browarze przedmioty uznawałem bezapelacyjnie za swoje. Cenne i dochodowe były butelki. Pijacy upijali się w parku i tam byli wyłapywani czasami przez milicję. Odbywały się pościgi, a pomiędzy pijakami wybuchały bójki. Poniżej parku płynęła Strzyża, potok mruczący czystą, źródlaną wodą, bardzo przydatną do małej kąpieli. Zimą należało zjeżdżać saneczkami wprost do zamarzniętego potoku i tam ślizgać się po lodzie, tak aby nie dać się wywrócić innym, napierającym na ciebie sankom. Wiosną przez park przemykała się smuga tajemnicy. Ogromne wysokie drzewa (wycięto je w epoce późnego Gierka) rzucały obezwładniający cień na wchodzących i wychodzących z tego miejsca. Tutaj należało palić papierosy i rzucać kamieniami we wchodzących głównym wejściem, bo zawsze pozostawała możliwość ucieczki do browaru lub boczną dziurą w kierunku ulicy Grażyny. Tak mijał czas i przemijały lata, niczym liście i smugi dymów, układające się cieniem na ulicach i zaułkach Dolnego Wrzeszcza.


Krzysztof Dowgiałło
dr nauk humanistycznych oraz innych niedozwolonych


Bary Mleczne w Polsce


pogoda
wiadomości
prasówka
kalendarz
kontakt:
poczta
sms
czat
dyskusje
forum
blogi
kartki
e-dyski
strony
tematy
szukam:
e-zasoby
tv & radio
odjazdy
rozrywka
podróże
zdrowie
sztuka:
teatr
kino
muzyka
literatura
e-galeria
muzeum
recenzje
inicjatywy
wydarzenia
zakupy
pieniądze
fachowo
patronaty
reklama
taxi




Nietestowane na zwierzętach
O portalu | Kontakt | Komunikaty | Nawigator | Reklama | Strony WWW | Serwer | Współpraca | Regulamin
© Copyright by jaWsieci 2001-2021. Korzystając z portalu zgadzasz się na stosowanie Cookies
[do góry]