Wyzwolenie miasta przez Armię Czerwoną nastąpiło 9 marca, ale dopiero 15 września niemiecki Stolp stał się polskim Słupskiem. Niemcy byli masowo wywożeni za Odrę, a ich domy zasiedlane przez Polaków, po akcji "Wisła" również przez mniejszość ukraińską. Jeszcze przez wiele lat po wojnie, właściwie do początku lat siedemdziesiątych, podtrzymywano mit o tymczasowości Słupska. Ciągle można było usłyszeć, że "Przyjdą Niemcy". I w ten sposób to odbierało również społeczeństwo. W mieście nikomu na niczym zbytnio nie zależało, a władza dobrze się z tym czuła. Przez pierwszych kilka powojennych lat niczego nie odbudowano w mieście, a jedynie uprzątnięto gruzy, z których cegła poszła m.in. na odbudowę Warszawy. Na ten cel rozebrano sporą ilość budynków, które nie były nawet zniszczone. Ciągle pokutował mit o tymczasowości miasta. Uważano, że skoro miasto i tak ma wrócić z powrotem w niemieckie ręce to należy jedynie jako tako zabezpieczyć funkcjonowanie miasta, jednak nie należy dokonywać żadnych inwestycji. Czyli stosowano znaną od dawna taktykę "spalonej ziemi". Tak naprawdę odbudowę miasta zaczęto prawie piętnaście lat od zakończenia działań wojennych w mieście. W latach 1945/46, w ramach powrotu na ziemie odzyskane, do Słupska przybyła sporo grupa żołnierzy AK. W związku z tym ciekawostką jest to, że już we wrześniu 45 roku powstaje w mieście jako pierwszy w kraju, tymczasowy pomnik ku czci powstańców warszawskich. Rok później pomnik nabrał już kształtu, który ma obecnie (mur z czerwonej cegły, stanowiący tło do figury konającego powstańca, nad którym pochyla się orzeł, do tego dodatkowo krzyż). Sam pomnik istniał przez wiele lat komuny i dopiero w latach stanu wojennego zniknął na kilka lat krzyż z pomnika. Również w Słupsku instaluje się banda Łupaszki, żołnierza wileńskiego oddziału AK. Założyli w mieście m.in. sztab i aparat propagandowy, a ich grupy napadły np. na Urząd Skarbowy, gdzie zdobyły ogromną jak na ówczesne czasy sumę 300 tys. zł. Ale o wiele ciekawsza rzeczą jest to, że podczas napadu na sklep monopolowy udało się ukraść sumę o wiele większą - 800 tys. zł. Jednak wkrótce członkowie bandy zostali wyłapani, a sam Łupaszka otrzymał wyrok śmierci. Już po upadku komuny, gdy odtajniono archiwa, to okazało się, że co najmniej połowa bandy to byli konfidenci Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. We wrześniu 1946 roku doszło w mieście do rozruchów, po nagłośnieniu przez komunistyczna propagandę przemówienia sekretarza stanu USA Byrnesa o tymczasowości polskiej administracji na ziemiach odzyskanych. Tłum zaatakował m.in. siedzibę PSL. I to właściwie tyle można napisać o powojennym Słupsku. Jeśli jeszcze o czymś warto wspomnieć to to, że w 1959 roku zlikwidowano trakcję tramwajową. Ponownie Słupsk zaczyna nabierać wiatru w żagle na przełomie lat 60/70. Wówczas to wybudowano Wyższą Szkołę Pedagogiczną (obecnie Pomorską Akademię Pedagogiczną), kilka wielkich zakładów przemysłowych. Przez cała okres rządów komuny cień na miasto kładzie miejscowa szkoła milicji, największa w kraju. Właściwie jest tak do dzisiaj, z tym że milicję zastąpiła policja. Od małego dziecka pamiętam, że gdy ze szkoły wypuszczano w ramach szkolenia część słuchaczy, aby patrolowali miasto, to można ich ujrzeć było wtedy dosłownie wszędzie. To właśnie ze Słupska milicja jeździła do tłumienia strajków, zadym itd. w Trójmieście, Szczecinie... Zresztą echa tego można znaleźć w piosence "Janek Wiśniewski padł", gdzie jest mowa o katach ze Słupska. Warto również zaznaczyć fakt, że i w Słupsku w grudniu 1970 roku miały miejsce duże rozruchy. Spontaniczna manifestacja solidarności z robotnikami Trójmiasta została spacyfikowana przez milicję i wojsko. W Słupsku tłum próbował podpalić komitet PZPR, jednak bez powodzenia. W odwecie milicjanci pałują wszystkich znajdujących się na ulicy, nawet pasażerów oczekujących na przystankach na autobusy. Na szczęście nikt nie zginął, jednak centrum miasta zostało mocno zdemolowane. Podpalono budynek Miejskiej Rady Narodowej, zaatakowano budynki komitetu powiatowego PZPR i komendę milicji. Doszło również do grabieży sklepów, a mury miasta pokryły się różnorakimi napisami (Popieramy Gdańsk, Chcemy Chleba, Precz z PZPR). Czynnikiem sprzyjającym demonstrującym był fakt, że w Słupsku pozostały tylko nieliczne siły MO, ponieważ cała reszta została skierowana do Trójmiasta. Mój ojciec, który jest szklarzem z zawodu, opowiadał mi, że go wówczas wyciągnięto w nocy z domu i aresztowano. Jednak był to dosyć specyficzny areszt - okazało się, że władzy zależało, aby w nocy usunąć wszelkie powstałe zniszczenia, tak aby rano nie było śladu zamieszek. Ponad 25 lat później Solidarność ze Słupska w związku z tymi wydarzeniami na siłę zaczęła szukać męczenników systemu. Nagle okazało się, że w mieście zginęły dwie osoby. Jednak nie do końca było tak, jak chciała miejscowa "S". Okazało się, że faktycznie w dniu zamieszek (16-17.XII.1970) zginęły dwie osoby tragicznie: jedna w wypadku samochodowym, druga w jakiś inny sposób, ale na pewno nie miało to nic wspólnego z zamieszkami. Kolejnym ważnym impulsem w opinii mieszkańców było powołanie w połowie lat siedemdziesiątych województwa słupskiego. Wówczas to przez ponad piętnaście lat miasto rozkwitało. Akurat ludzie się cieszyli z tego, że wyrwano się z pod kurateli Koszalina, który wówczas był miastem wojewódzkim. Nie wiem akurat skąd się wzięła nienawiść do tego miasta. Wręcz można powiedzieć, że jest to nienawiść wyssana z mlekiem matki. Do tej pory jadąc pociągiem do Koszalina, u wylotu miasta istnieje namalowana strzałka w kierunku tego miasta i napis Jerozolima. W Koszalinie jest analogicznie, tylko że tam jest napis Tel Aviv. Zresztą taka niechęć między miastami jest nie tylko u nas, bo wystarczy wspomnieć konflikty na linii Kielce-Radom, Bydgoszcz-Toruń. Obecnie ta niechęć między miastami nieco się zatarła, ale np. do tej pory funkcjonuje nazwa jednego z wieżowców w mieście "zemsta Koszalina", w którym nota bene przez prawie 15 lat mieszkałem. Faktycznie, sam wieżowiec jest okropny (niedawno zrobiono remont, więc trochę wyładniał), a nazwa wzięła się stąd, że był on ostatnią inwestycją zrobioną przez firmę z Koszalina, już po powstaniu województwa słupskiego. Od czasu powołania województwa odbywały się w mieście liczne imprezy kulturalne o znaczeniu ogólnopolskim, istniało w mieście kilka drużyn sportowych lokujących się w pierwszej lidze. Uruchomiono komunikację lotniczą z Warszawą, a w latach 80-tych wybudowano w mieście trakcje trolejbusową. W każdym bądź razie mieszkańcy miasta bardzo miło wspominają okres, gdy miasto zostało stolicą województwa. Podobno niebagatelny wpływ na to, że Słupsk tak dynamicznie zaczął się rozwijać, miał jeden z wysokich rangą sekretarzy PZPR - Czarzasty. Był mieszkańcem Słupska, ale codziennie latał w tą i z powrotem do Warszawy, gdzie pracował. Takiego dynamicznego rozwoju jaki był wtedy, to już chyba miasto nigdy nie przeżyje.
LATA 90-TE
Wraz z nadejściem lat 90-tych zaczęła się powolna degradacja miasta. Nastaje coraz większe bezrobocie, co rusz jakaś firma plajtuje, szczególnie dotyczy to wielkich kombinatów powstałych w latach 70-tych. W pewnym momencie miasto osiągnęło największy w kraju wskaźnik bezrobocia - 35%. Nagle okazało się, że nic nie jest opłacalne w tym mieście. Zamknięto teatr dramatyczny, zlikwidowano niektóre placówki kulturalne. Splajtowała nawet taka firma jak browar, która raczej nie powinna mieć problemu ze zbytem (w przedwojennym Słupsku istniały 3 browary i miały się dobrze). Dwa lata temu zlikwidowano trakcję trolejbusową, bo według "fachowców" z ratusza trolejbusy na prąd są nieekonomiczne, a ponadto autobusy są bardziej ekologiczne! Przez wielu Słupsk jest postrzegany jako tzw. "czerwone miasto". I tak faktycznie jest, bo samo miasto jest bastionem SLD. Raz tylko rządziła inna opcja polityczna, było to na początku latach dziewięćdziesiątych, ale w sumie nie należy się temu dziwić, bo wtedy właśnie była taka tendencja. Jednak już w następnych wyborach było po staremu. W każdych wyborach przedstawiciele lewicy osiągają wręcz doskonały wynik, sięgający zawsze ponad 50%. Jeśli jeszcze o czymś trzeba by było wspomnieć odnośnie lat 90-tych, to o śmierci małoletniego kibica w styczniu 1998 roku. Wydarzenie odbiło się szerokim echem i doprowadziło w efekcie do czterodniowych zamieszek. W 1998 roku miasto utraciło status miasta wojewódzkiego. Wszyscy raczej widzą przyszłość miasta w ciemnych barwach. Ludzie wręcz masowo uciekają z tego miasta. W 1998 roku miasto liczyło 105 tysięcy mieszkańców, dwa lata później już tylko 102 tys. Większość młodych Słupszczan opuszcza miasto, gdyż nie znajduje tutaj dla siebie perspektyw. Ewenementem są osoby, które wracają na stałe do miasta po skończeniu studiów gdzie indziej. Raczej nikt nie chce zmieniać lepszego na gorsze.