- O Kino! Coś dla mnie i o mnie! - Roześmiałam się. - Tak, to tu oglądałam filmy z Twoim udziałem. Mogę zaświadczyć, że pięknie wyglądasz na Bocheńskim ekranie. - Dziękuję - powiedział zadowolony Pierce - a gdzie jeszcze, poza kinem, spędzasz w Bochni wolny czas? - Hm... no tak ... można tu spacerować po pięknych plantach... i ulicach naszego miasta... - A miejsca rozrywek? - zapytał zdziwiony Pierce. - Miał tu być basen, budują go od kilku lat, ale... I jeszcze są tu różne kluby, do których możesz przyjść wieczorem, jeśli lubisz tłok, zapach papierosów i piwa! Ja znam w Bochni tylko jedno miejsce, gdzie mogę się spotkać z przyjaciółmi przy pysznej herbacie i ciastku - "Kawiarenkę" przy kościele św. Pawła. Opiekuje się nią KŚM. Chodźmy już teraz na rynek - stwierdziłam kończąc temat. Po kilku minutach, spędzonych głównie na czekaniu, aż wszystkie samochody przejadą, by można bezpiecznie przejść przez ulicę, byliśmy na miejscu. - Jak Ci się tu podoba? - spytałam, rozglądając się po moim ukochanym rynku. - Widzę, że lubisz to miejsce - powiedział Pierce - w Irlandii, gdzie się urodziłem, też mamy dużo takich czarujących, małych miasteczek... - Małych?! - oburzyłam się - Pierce, jestem lojalna wobec swojego miasta i muszę Ci coś uzmysłowić! Bochnia nie jest mała! Mieszka w niej prawie 30 tys. ludzi. A poza tym, to miasto otrzymało prawa miejskie w 1253 r., czyli ponad 700 lat temu! Jeśli przejdziesz się po Bochni i zdasz sobie sprawę z tego, jak wiele pokoleń ludzi żyło w tym mieście przed tobą i tworzyło Bochnię, to możesz poczuć więź z nimi. Wtedy to tradycja i historia tego miejsca stają się dla ciebie niemal namacalne, czujesz się jej częścią i wiesz, że twoje dzieci również będą należeć do tego kręgu. Pierce popatrzył na mnie z trochę dziwna miną. - No co? - zapytałam - O co chodzi? Za bardzo fantazjuję? - Nie... - powiedział - na pewno inni też tak jak Ty czują się mocno związani z Bochnią. - A żebyś wiedział! Chociażby ludzie pracujący w Muzeum. To ten budynek naprzeciw - wskazałam Pierce'owi. - Tam odbywają się warsztaty historyczne, na których m.in. można się dowiedzieć wiele ciekawostek z historii Bochni. - Dobrze - powiedział Pierce - dokąd mnie teraz zaprowadzisz? - Chciałabym pokazać Ci wiele pięknych miejsc, które mają dla mnie szczególne znaczenie. Niestety nagli mnie czas, więc zaprowadzę Cię już tylko do mojej Szkoły Podstawowej. - Świetnie! Po drodze opowiedz mi o niej, dobrze? - Oczywiście. Podstawówka... och, co to były za czasy! Po prostu kocham tę szkołę, bo wiele jej zawdzięczam... Moim zdaniem jest najlepsza. Chodziłam do bardzo dobrej klasy, mieliśmy świetnych nauczycieli, dzięki którym były często organizowane różne przedstawienia, apele, czy nawet wystawa prac plastycznych uczniów i gazetka ścienna.
Nie zapomnę sobie nigdy, jak to na apelu z okazji 11 listopada dwa razy zapomniałam tekstu! Pierwszy i ostatni raz mi się to zdarzyło. Występowałam też w przedstawieniu "Królowa Śniegu" przygotowanym przez panią ze świetlicy. Byłam Królową Śniegu i zagrałam tak przekonywująco, że potem dzieci, które były na przedstawieniu, bały się mnie.
Ale najpoważniejszym przedstawieniem był montaż poetycko - muzyczny złożony z poezji i prozy Karola Wojtyły. Pewna wspaniała nauczycielka języka polskiego zebrała grupę uczniów, w której i ja miałam zaszczyt się znaleźć, i przez kilka miesięcy przygotowywaliśmy ten program, by wystąpić z nim na uroczystości z okazji nadania szkole imienia Jan Pawła II.
- Oto już jesteśmy - powiedział Pierce na widok Szkoły Podstawowej Nr 7 - jest naprawdę ogromna. - Prawda? Tyle wspomnień wiąże się z tym miejscem... To tu nauczyłam się wszystkiego... Ale zmieńmy temat, bo jeszcze za bardzo się rozgadam... - Jesteśmy Pierce - powiedziałam, rozglądając się - na największym osiedlu w Bochni - oś. Niepodległości. To tu mieszkam. Chcę Cię teraz zaprowadzić do pewnego miejsca, które ma dla mnie szczególne znaczenie. Chodźmy. Tu niedaleko, za osiedlem są tak zwane przez nas "łąki". Jest tam pięknie, zwłaszcza teraz, w maju, gdy wszystko kwitnie. Uwielbiam się tam przechadzać samotnie i z przyjaciółmi. Przyprowadziłam Cię teraz do miejsca - zatrzymałam się na małym wzgórzu pod jabłonią - gdzie przyprowadzam wszystkich, najbliższych mi ludzi. To taka moja prawdziwa Spotykalnia. - Pięknie tu - powiedział Pierce wzruszony. - Jak myślę, to właśnie w tym miejscu kończy się nasza wycieczka. - Tak, to tu się pożegnamy - spojrzałam na Pierce'a, który spoglądał na osiedle, Uzbornię i Bochnię. - Dziękuję, że pokazałaś mi swoje miasto, takim jakie ono jest dla Ciebie. Widzę, jak wiele Bochnia znaczy w Twoim życiu. - Tak, ale niedługo będę musiała stąd wyjechać - odparłam ze smutkiem w głosie. - Oczywiście - powiedział Pierce - ale przecież tu wrócisz po studiach. Na pewno chcesz w Bochni wyjść za mąż i wychowywać dzieci, by kochały to miasto tak bardzo jak Ty. Zamyśliłam się. - Nie, Pierce - mam inne plany. Wyjadę z Bochni i z Polski na stałe. Kocham równie mocno jak to miasto inny kraj! Tak chcę żyć. Ale za Bochnią zawsze będę tęsknić i opowiadać o niej swoim dzieciom. - A co, jak już Ci będzie bardzo ciężko bez Bochni? - zapytał Pierce - będziesz przecież bardzo daleko... - Pierce! Przecież będę czasami przyjeżdżać w odwiedziny, a zresztą, tak naprawdę to Bochnię zabiorę ze sobą w świat w moim sercu. Będzie cały czas przy mnie obecna, nie zapomnę o niej. Pożegnałam się z Pierce'em, nie na długo na szczęście, bo obiecałam znów się z nim spotkać w Spotykalni. Teraz wybrałam się na spacer po "łąkach". Chciałam w samotności pomyśleć o tym, jak wiele ja zawdzięczam Bochni i jak mogę spłacić ten dług. - Wiem! Może kiedyś... kiedyś... napiszę o Bochni książkę. A na razie pospaceruję sobie po moim mieście, by zachować w pamięci wszystkie miłe chwile, które tu przeżyłam. A w przyszłości, gdy zatęsknię do Bochni, będę wspominać ją w pięknym, ale dalekim kraju.