Redaguje: Łukasz Dąbrowiecki
Gdańsk, Sopot, Gdynia - ani jedno moje... (2)
 |  |
"Odtworzenie" - jako osiedla-pocztówki - Głównego Miasta wokół Długiej i Długiego Targu niewiele mu pomogło. W mieście istotne są znaki, miejsca symboliczne, Centrum, bądź centra (vs.) peryferia - liczy się struktura. To miasto ma pecha do swych włodarzy (zresztą jednego z nich, Jamroża, po którymś tam z kolei przekręcie, o włos nie udało się zdjąć ze stolca przy walnym udziale gdańskich anarchistów; po czasie poszedł siedzieć, ale co nabroił to mieszkańców).
Nie wątpię, że stan takiej degrengolady i degeneracji może być uroczy i dostarczać wielu wrażeń granicznych, penetracja dzielnic marginalnych, dalekich od centrum (a takie są w Trójmieście wszystkie, bo tu nie ma centrum), zapomnianych przez Ducha, co sprawia iż własny duch rośnie proporcjonalnie, babranie się w odpadkach cywilizacji zapośrednicza na maxa. Ale na dłuższą metę to męczy i wyczerpuje, szczególnie jeżeli nie odczuwa się tych miejsc jako swoje, wygląda jaskółek zmiany.
Dodatkową uciążliwością jest rozwleczenie miasta i jego specyficzny tasiemcowaty układ (jak z projektów Corbusiera - budynek Paryż-Moskwa). Zakleszczenie między Zatoką Gdańską a Lasy na Wysoczyźnie Gdańskiej uniemożliwia harmonijny kolisty rozrost pierścieni, gdzie po stylu architektonicznym dzielnicy można określić jej wiek, wskazać kierunek i odległość od centrum - jak w pniu drzewa. Obecnie miasto coraz dalej wdziera się w kotliny i na szczyty moren, osiedla satelickie powstają już za obwodnicą i Trójmiejskim PK, co dodatkowo komplikuje układ komunikacyjny miasta, skłania do krótkowzrocznych posunięć w rozbudowie dróg transportu osobowego. Obawiam się, że zwiększająca się amebowatość miasta, popierana przez władze lokalne nieroztropnym przekazywaniem coraz to bardziej skrajnych terenów pod zabudowę mieszkalną, może doprowadzić do patologii w stylu iście Amerykańskim (gdzie w Los Angeles ok. połowy powierzchni miasta zajmują trasy dojazdowe i ulice, nie ma centrum, jest za to city, żyjące rytmem przyjazdów i odjazdów urzędników do i z roboty, i dziesiątkami kilometrów ciągnące się nijakie, "beznamiętne" przedmieścia). Niewiele jest inicjatyw mających na celu koncentrację miasta i wypełniania, "komplikowania" do wewnątrz (wyjątkiem jest tu Sopot, w którym powstaje ostatnio wiele budynków, pośród zabytkowych gmachów i willi, o dobranej, na wysokim poziomie architekturze).
Przez to rozwleczenie 3-miasto jest światem ludzi wiecznie podróżujących, spędzających masę czasu na przystankach, peronach i w środkach masowej komunikacji (ciekawe, bo komunikacja miejska jest częstym elementem występującym w twórczości 3-miejskich kapel, czy to w tekstach, czy w teledyskach - a LIBERTAD śpiewa wręcz "czekam na przystanku autobusowym / czekam na peronie, czekam na wolność"). Spotyka się tam znajomych, przyjaciół i nieprzyjaciół, sąsiadów i rodzinę. Ma to pewien poważny mankament, spotkanie jest regulowane przez maszynę zatrzymującą się na kolejnych przystankach. Spotykając ludzi na ulicy możemy ich wyminąć rzucając zdawkowe "dzień dobry", jeżeli nie mamy akurat na żadne rozmowy ochoty, lub stać godzinami na rogu czy wejść do kawiarni, jeżeli chcemy podrążyć z napotkanym jakiś temat. Pociąg, trolejbus, autobus, czy tramwaj sam narzuca długość spotkania, zawsze za długiego, gdy widzimy kogoś niechętnie, i zawsze za krótkiego, gdy chcemy zamienić jeszcze słowo, a wysiadać nie wolno, bo to ostatni transport, albo następny za pół godziny.
Oczywiście należy się łyżka miodu do tej beczki dziegciu
Gdańsk dorobił się już niezłego fundamentu rodzimej historii (stworzonej przez nowych mieszkańców): Grudzień '70, Sierpień '80 - problem w tym jak to zostanie wykorzystane (przez kogo zawłaszczone :-( ). Dla innych to będzie 3-miejska scena muzyczna czy TotArt, dla jeszcze innych ruchy alternatywne RS@, WiP, Świątynia Metafizyki Społecznej C-14, B-12 itd.
Jaskółką zwiastującą wiosnę po długiej zimie nie-miejskości jest być może wielka ogólnospołeczna dyskusja na temat rozwoju miasta i jego architektury wywołana (prze)budową koszmaru pt. City-forum naprzeciwko dworca i projektami zagospodarowania Targu Węglowego. Świadczy ona o rosnącej świadomości mieszkańców i zainteresowaniu przestrzenią, w której się znajdują. Sprzyja temu trend odgrzebywacki w literaturze i fotografii, unaoczniający Gdańszczanom jakie ICH miasto było kiedyś (wspaniałe), jakie jest teraz (wynędzniałe) i jakim może być (to już zależy tylko od nich).
Chodząc sobie po ulicach Gdańska patrzę na zasypane kanały, opustoszałą Motławę, szczerbate pierzeje domów i wyobrażam sobie jak wiele tu można by zrobić. I pewnie gdybym czuł się w nim "u siebie" wiele bym poświęcił, żeby zrobić z niego miasto. Na razie życzę mu wszystkiego najlepszego i trzymam kciuki za wszystkich Gdańszczan.
[W świetle powyższego nie do końca mogę zrozumieć postawę Janego, który uprawia radosne kronikarstwo zniszczenia. Pieczołowicie zbiera pozostałe cząsteczki rozbitego Gdańska: to mostek, a tam steczka, kiedyś stanowiące wielką i dumną całość, zerodowane struktury, historia - miasto, którego NIE MA! Choć wiele mu zawdzięczam i chodząc po ulicach Gdańska, wiem, że spoglądam trochę jego oczami, widzę przeszłość i potencjał miasta, ale mimo wszystko uciekam, bo tu rzeczywistość skrzeczy].
PS. Pewnie mógłbym napisać wiele cieplejszych słów i o miejscach, i o ludziach, ale ostatnimi czasy tylko kląłem na to miasto, jak raz zostanie to na kartce, to może mi odejdzie. Poza tym wiele osób cały czas dopytuje się dlaczego uciekłem - no to niech mają.
Łukasz Dąbrowiecki, 2000/2001
Przypis:
[1] Istnieją różne stopnie wspólności i prywatności przestrzeni. O ile tereny przeznaczone pod zabudowę np. budową plomb, oddawać lepiej w prywatne ręce, o tyle nie dopuszczalnym jest oddawanie prywatnym inwestorom obiektów należących i używanych przez społeczność całego miasta. We własnym domu możesz sobie wstawić nawet gołębnik do łazienki, ale dworzec ma być miejscem reprezentacyjnym, funkcjonalnym i wygodnym dla mieszkańców całego miasta i przyjezdnych.
Łukasz Dąbrowiecki
1
2
|