rozrywka   podróże   fachowo   kontakt   startuj
jaWsieci
 jaWsieci podróże Moje Miasto NASZE MIASTO LWÓW
 Redaguje: Walentyn Steciuk
Nasze miasto Lwów
Kiedy otrzymałem propozycję napisania artykułu o Lwowie, zgodziłem się natychmiast, bo już od dawna chcę zrozumieć to miasto o skomplikowanym charakterze i historii, a tak wreszcie otrzymałem okazję rozmyślania o nim razem z czytelnikiem. Nie jestem urodzonym lwowiakiem. To jest i dobrze, i źle dla tego, żeby pisać o tym mieście. Dobrze dlatego, że zawsze po przyjeździe do Lwowa uważniej się mu przyglądałem, aniżeli ludzie stale tu mieszkający i przywykli do swego miasta. I czasem ze strony lepiej widać, tym bardziej, że przyjeżdżałem z miast zupełnie innych - z Kijowa albo z Moskwy. Źle jest dlatego, że mogę nie znać czegoś, co znają urodzeni lwowiacy od swojej rodziny, z czasów dziecinnych. Ale od pierwszego razu, kiedy Lwów zobaczyłem, zakochałem się w tym mieście, zawsze chciałem tu mieszkać i przesiedliłem się tu już 15 lat temu. Otóż spodziewam się, że zdołam zaciekawić czytelnika Lwowem, a szczegółowo ze Lwowem można się zaznajomić z obfitych lwowianian - przecież napisano już o Lwowie bardzo wiele i pisze się o nim do dziś. Tylko w tym roku zostały opublikowane dwie ciekawe książki Jurka Wynnyczuka "Legendy Lwowa" i "Knajpy Lwowa", które polecam czytelnikom.

Lwów był założony przez króla Daniłę Halickiego i wspomina się o nim w kronikach od roku 1256, ale wykopaliska archeologiczne w mieście świadczą, że osady miejskie istniały tu znacznie wcześniej. Po niecałych 100 latach miasto zostało zdobyte przez króla Kazimierza Wielkiego i wchodziło do składu Rzeczy Pospolitej aż do pierwszego rozbioru Polski w roku 1772. A co było dalej, o tym pewnie wszyscy wiedzą.

Każde miasto ma dwie twarze. Jedno oblicze stwarza architektura miasta, drugie natomiast ludzi, a właściwie charakter tych ludzi. Tego zwrotu nie wyczytałem gdzieś, tak sam sobie myślę, ale pewien jestem, że nie odkrywam tym Ameryki. I te dwie twarzy muszą być podobne jedna do drugiej ogólnie biorąc, dlatego że ludzie wznoszą budowle jakie najbardziej odpowiadają ich charakterowi i takiej piękności i bogactwa, jakie oni sami posiadają. A ludzie we Lwowie zawsze byli ładni i bogaci. Pięknością cechują się głównie kobiety lwowskie. Będąc z natury niedowiarkiem nie bardzo wierzyłem rozpowszechnionej gadce o piękności lwowskich kobiet, uważając, że kobiety wszędzie są fajne, ale teraz zaczynam zmieniać to zdanie, bo w ostatnich latach od czasu do czasu zatrzymuję się na lwowskiej ulicy porażony jakąś ładniutką kobiecą gębką, czego nie było nigdy w me młode lata. A że we Lwowie zawsze byli ludzie bogaci, temu jest przyczyna prosta - miasto położone jest na skrzyżowaniu szlaków targowych. Na handlu zarabia się wcale nieźle we wszystkie czasy, a w bogatym środowisku zawsze wyróżniało się kilka wyjątkowo bogatych rodzin, które murowały dla siebie fundamentalne kamienice, zamawiały u miejskich majstrów piękne kapliczki i majestatyczne pomniki na grobach krewnych. Tak samo znachodzono pieniądze na budowle publiczne, dla budowania których zapraszano znanych architektów z całej Europy. A że Lwów położony jest na rozdrożu szlaków, przybywali tu na mieszkanie ludzie pochodzący z różnych krajów i przynosili do Lwowa odmienne kultury i tradycje, co odbiło się i na architekturze miejskiej. Możliwie jest, że i piękność kobiet lwowskich można wyjaśnić mieszaniem różnych typów rasowych?

Przybysze osiedlali się we własnych dzielnicach. Do dziś we Lwowie zachowały się ulice Ruska, Ormiańska, Serbska, Starożydowska. O osadach niemieckich świadczą takie teraźniejsze nazwy jak Zamarstynów (niegdyś Sommerstein), Majorówka (od Meier), Kulparków (od Goldberghof), Kleparów (od Klopper). Mieszkali we Lwowie tak samo Tatarzy i Karaimi. Dlatego były wtedy w mieście klasztory różne, kościoły, cerkwie, synagogi i meczety. Tak w ciągu wieków powstało piękne miasto multinacjonalnej kultury, zachowane Bogiem od zniszczenia w trzech wojnach naszego stulecia. Rachuję tu i wojnę polsko-ukraińską lat 1918-1919, w której i Polacy, i Ukraińcy walczyli między sobą o wolność własnych krajów we własnym rozumieniu. Wtedy ojczyste miasto było oszczędzane przez obydwie walczące strony. Bo chyba próżno czekać jakiegoś wandalizmu w stosunku do swego miasta od żołnierzy, którzy nieraz po walkach we dnie mogli się spotkać w kręgu rodzinnym przy kolacji. Nawet "bałakali" ci ludzie językiem osobliwym, różniącym się jednakowo i od polskiego, i ukraińskiego. Teraz "orlęta" i "ususy" spokojnie śpią obok siebie na cmentarzu Łyczakowskim, ale ich potomkowie walczą ponownie, co prawda już bronią werbalną i o wartości werbalne. O ile ja teraz wzmiankowałem ten cmentarz, trzeba powiedzieć, że moim zdaniem w całej Europie nie znajdzie się cmentarza ładniejszego od Łyczakowskiego, jeżeli w ogóle tak można powiedzieć o zakładach podobnego typu. Co prawda, rujnują wspaniałe pomniki na cmentarza i czas, i deszcz, i wiatr, i -co najprzykrzejsze jest- ludzie. Mieszkam niedaleko od cmentarza, dlatego zbadałem go dokładnie, spacerując tu często pomiędzy grobami i czytując na nich polskie, ukraińskie, rosyjskie, niemieckie i inne nazwiska w nastroju melancholijnym.

W czasie drugiej wojny światowej front trzykrotnie przechodził przez miasto, w 1939, 41 i 44, ale Lwów szczęśliwie zachował swe oblicze architektoniczne, czego nie można powiedzieć o jego drugim obliczu. Ludność miejska gruntownie się zmieniła po wojnie. Ten fakt daje podstawę komuś mówić, że tradycja kulturalna w taki sposób została wstrzymana. W pewnej mierze to tak jest, ale nie zupełnie. Powiedziałbym, że odbyła się transformacja kulturalna, w procesie której stare elementy ludności, zarówno polskie, jak i ukraińskie, zostały zredukowane, ale nie zanikły zupełnie. Lwowiacy, dobrze rozumiejąc uderzające odróżnienie własnego miasta od innych miast Związku Radzieckiego, starali się swą inność zawsze podkreślać i utrzymywać. Taka jest normalna psychologia człowiecza - starać się o własną indywidualność. Inność lwowiaków wyrażała się najpierw w ich języku. Takie słowa jak "fajny", "nic", "hendel", "rower", "wic", "kobita", "chłop", "batiar", "brama" i inne, zupełnie obce na Ukrainie Naddnieprzańskiej, były szeroko używane nie tylko przez ludność miejscową, ale i przez przybyłych Rosjan. A za wyrazem "proszu" (nawet bez "pan" albo "pani") lwowiaka odgadywano w Kijowie natychmiast. W ogóle, ludność lwowska odróżniała się od kijowskiej bardzo większą uprzejmością, nie mówiąc już o moskiewskiej. Nigdy nie zdążyłem przyzwyczaić się do brutalności moskiewskich sklepowych i zawsze mnie bardzo cieszyła grzeczność lwowskich sprzedawczyń, chociaż czasem nie zwracały zupełnie uwagi na kupującego, gadając cichutko pomiędzy sobą o sprawach poważnych. Były to najczęściej sprawy finansowe i dotyczące handlu czarnego. Trzeba powiedzieć, że charakter miasta handlowego zachował Lwów i w czasy radzieckie, a lwowiacy nigdy nie tracili chęci do robienia pieniędzy. Za rzeczami wartościowymi, importowanymi a głównie "stylnymy" (czyli modnymi w Europie, noszonymi przez ludzi zwanych "stylagami") jechała do Galicji młodzież moskiewska, kijowska, leningradzka. Rzeczy te przemycano z Polski od rodaków albo dostawano paczkami od diaspory ukraińskiej. Dla zyskowniejszej sprzedaży lwowiacy sami jechali na wschód aż do Donbasu, coś wiezione było i do Polski. Otóż informacja o koniunkturze rynku czarnego miała najpilniejszy charakter. Kiedy po upadku Związku Radzieckiego granice były zupełnie otwarte, lwowiacy już byli dobrze przygotowani dla prowadzenia handlu ręcznego.



  1   2  




pogoda
wiadomości
prasówka
kalendarz
kontakt:
poczta
sms
czat
dyskusje
forum
blogi
kartki
e-dyski
strony
tematy
szukam:
e-zasoby
tv & radio
odjazdy
rozrywka
podróże
zdrowie
sztuka:
teatr
kino
muzyka
literatura
e-galeria
muzeum
recenzje
inicjatywy
wydarzenia
zakupy
pieniądze
fachowo
patronaty
reklama
taxi




Ostre akcje w obronie zwierząt
O portalu | Kontakt | Komunikaty | Nawigator | Reklama | Strony WWW | Serwer | Współpraca | Regulamin
© Copyright by jaWsieci 2001-2021. Korzystając z portalu zgadzasz się na stosowanie Cookies
[do góry]