No to teraz Wisła. Całe życie mieszkam nad wielkimi rzekami. Najpierw nad Wisłą, potem nad Renem, teraz nad Mozelą. No, Mozela jest może troszeńkę mniejsza, ale za to nie mniej słynna. Już Rzymianie o niej pieśni śpiewali. Wisła jest zdecydowanie myślą przewodnią całej okolicy. Jest pod Toruniem tak szeroko rozlana jak Ren w Kolonii, bo tamten, mimo że dużo większy, jest uregulowany i pogłębiony, a Wisła rozlewa się szeroko, jest miejscami bardzo płytka, pełno na niej latem piaszczystych łach i wysepek. Wokół miasta przy rzece ciągną się piękne półdzikie tereny zalewowe, pola, łąki, skarpy przechodzące w żwirowiska, piaszczyste wyniosłości, przetykane laskami a dalej przechodzące w prawdziwe lasy. Najlepsze tereny do zabaw w Indian czy podchody. Od Wisły Toruń najładniej wygląda, tak prawdziwie średniowiecznie. Otoczony pięknym ceglanym obronnym murem z bramami, ponad którym wystają dachy kościołów, ratusza, ruin zamku i spichlerzy. Niestety miedzy murem a rzeką przebiega dość ruchliwa ulica a sam brzeg jest do wody wyłożony płytkami chodnikowymi, tworzącymi jakby schody, widoczne w zależności od poziomu wody. Wisła, jako nieuregulowana i nie przystosowana do żeglugi, jest pusta i cicha, po obu stronach centrum przecięta mostami, kolejowym i samochodowym. Tylko małe stateczki obwożą turystów krążąc pomiędzy tymi mostami. Flisacy to już tylko dawna, prawie zapomniana legenda. Szerokim chodnikiem snują się spacerowicze. Deskorolkowcom itp. jakoś udaje się nie pozabijać się na tych rozklekotanych i połamanych płytkach. Zależnie od pory roku jakieś tam kwiatki daremnie usiłują kwitnąć, co natomiast świetnie się udaje knajpowym "piwnym ogródkom", które od jakiegoś czasu jako wybitne osiągnięcie niemieckiej kultury skutecznie podbijają Polskę. Jak nad Wisłę, to już lepiej jakoś przeprawić się na drugi, prawie zupełnie dziki brzeg pokryty lasem, w chaszczach ruiny jakiegoś zameczku, tereny zalewowe. A jeśli już zostać po tej stronie rzeki, to pójść za most samochodowy na łąki wzdłuż tamtejszych hoteli. Tam, za rozpoczynającym się tam pasem parkowym, tonie w starych drzewach dzielnica starych domów z ogrodami, piękny ogród botaniczny. Dalej ciągną się nowsze, zaniedbane dzielnice, przetykane małymi górkami pokrytymi parkolasem. Gdzieś w tamtą stronę stoją "nowe" (nie te główne, stare, w centrum) budynki uniwersytetu, które jako dziecko uznałam za straszliwie brzydkie i już mi tak zostało. Dalej półdzikie pola, gdzieś bunkry, a wśród lasków powstające dzielnice nowobogackich. Gdzieś w pół drogi żużel, o którym tyle nagadywali nam zawsze "chłopacy". Żużel, "Apator", to były pojęcia, których ja, jak i moja współpołowa ludzkości, nigdy nie mogłyśmy do końca pojąć. Ale i tak podlegałyśmy ich konsekwencjom. Najpoważniejszą z nich była obowiązkowa tradycyjna lokalna nieprzyjaźń Torunia z Bydgoszczą. Osoby mające rodzinę (a było ich sporo) w Bydgoszczy, lepiej robiły nie przyznawając się do tego faktu w sezonie. Ale niechęć do Bydgoszczy ma swe korzenie w głębokiej przeszłości, w okresie, kiedy Toruń podlegał Bydgoszczy administracyjne. Za czasów starych województw Toruń sam się rządził, ale cały czas widmo tamtego upokorzenia straszyło prawdziwych Torunian po nocach. I oto ich złe sny się spełniły! Mimo zaciekłej obrony: "To już lepiej pod Gdańsk, nawet i pod Suwałki, byle nie pod Bydgoszcz!". Bydgoszcz dla zagorzałych Torunian wydaje się bezduszną personifikacją administracji, bezkulturalności, pruskiego ducha. "No i co z tego, że jest większa?! Ale za to Toruń jest starszy i zasłużony! Trwał wiernie po stronie polskich królów. Wsławił się pokojami a nie pogromami i piątą kolumną. No, raz się tam międzykonfesyjnie dzieciaki potłukły, ale to każdemu może się zdarzyć. Poddać Toruń Bydgoszczy to prawie jakby świętokradztwo." W Toruniu powiadają, że Wisłą zawraca swój bieg pod Bydgoszczą, jako że również i ona nie może ukryć swej niechęci do tego miasta. No ale cóż, jak na razie Toruń podlega Bydgoszczy i nie widać, aby miało się to w najbliższym czasie zmienić. Regionalnie Toruń należy lub poczuwa się - słusznie czy nie - już do Pomorza, do jego najdalej na południe wysuniętych skrajów. Dlatego przyłączenie go do Gdańska nie wydawało się Torunianom niczym nienaturalnym, istnieje poczucie jakiegoś tam duchowego pokrewieństwa. Tu w Niemczech i Bydgoszczanie i Torunianie, patrząc na siebie lekko spode łba, jednak najczęściej, w obliczu przeważającej w tutejszej Polonii większości Ślązaków, się godzą i mówią o sobie - "My, Pomorzanie...".
Toruń był i jest w mym odczuciu bardzo prywatnym miastem. Miastem spokojnym, nie za daleko od wielkiego świata i nie za blisko, w którym się dobrze mieszka. Toruń nie odgrywa wielce aktywnej roli w zmaganiach globalnych jak np. Warszawa, ale te akcje śledzi, nie jest odcięty, pozostawiony na uboczu tego, co się dzieje. Obserwuje to z zainteresowaniem, ale spokojnie, jak Kopernik gwiazdy. Zna swą pozycje i ma swoje własne miejsce. Fajnie by było, gdyby udało się to miejsce do końca wypełnić i urzeczywistnić. Na pewno jest z czego czerpać.