rozrywka   podróże   fachowo   kontakt   startuj
jaWsieci
 jaWsieci podróże Moje Miasto WROCŁAW, W KTÓRYM WSZYSTKO PŁYNIE (3)
 Redaguje: Łukasz Medeksza
Wrocław, w którym wszystko płynie (3)
Za załomem muru Pomarańczowej Alternatywy, na drodze ze św. Marcina do Katedry, wznosi się ogromny kościół św. Krzyża. To fundacja księcia Henryka IV Probusa z 1288 r. - forma ekspiacji za kilkuletni konflikt z biskupem. Świątynia jest gotycka i ma od zachodu wysoką, spiczastą, białą wieżę, wyraźnie dominującą nad okolicą. Kościół jest unikatowy, bo dwupoziomowy. Probus ufundował świątynię pod wezwaniem św. Bartłomieja (ulubionego świętego Piastów śląskich), ale w trakcie kopania fundamentów znaleziono korzeń w kształcie krzyża, więc biskup zapragnął kościoła pod wezwaniem św. Krzyża. Jednak książę postawił na swoim. Biskup też nie odpuścił. I tak powstał najpierw kościół św. Bartłomieja, a następnie -nad nim- kościół św. Krzyża. Otrutego w noc świętojańską 1290 r. Probusa pochowano w górnym kościele. Budowę ukończono w 1350 r.
Przed kościołem, na placu, stoi przepyszny barokowy pomnik św. Jana Nepomucena (wzniesiony 1730-1732). Fundacja wybitnego biskupa Franciszka Ludwika Neuburga (1683-1732). To szczyt kontrreformacji. Władze kościelne, wspierane przez Habsburgów (Wrocław był częścią ich imperium od 1526), gorliwie zwalczały dominujący w mieście protestantyzm. Barok był narzędziem tej walki. A kult Nepomucena jej wyrazem. Jest to zarazem kolejna odsłona wrocławskiego mitu. Dość powiedzieć, że Nepomucen to typowo ludowy święty. Chronił przed nieszczęściami związanymi z wodą (powodzie, utonięcia), więc jego posągi stawiano na ogół przy mostach. Czciło się go nocą (z 15 na 16 maja), procesją z pochodniami płynącymi po wodzie. Prawie jak w noc świętojańską - kolejne miejscowe połączenie ognia z wodą.
Historyczny Nepomucen był 14-wiecznym praskim duchownym, który popadł w konflikt z królem czeskim, Wacławem Luksemburczykiem i został przezeń utopiony w Wełtawie 20 marca 1393 (a więc niemal w dzień wiosny, kiedy topi się marzannę!). Tradycja twierdzi, że Jan odmówił ujawnienia królowi treści spowiedzi królowej. Stąd jego kontrreformacyjny kult (protestanci nie uznają spowiedzi). Nepomucen z pomnika przed św. Krzyżem wznosi ku niebu krzyż, niemal wskazując na świątynię. Rozumiemy, że konflikt świętego z królem Wacławem ma przypominać konflikt biskupa Tomasza II z Henrykiem Probusem. I że w takim sporze górą jest zawsze Kościół, czyli zasada duchowa.

Od XII w. Wrocław rozwijał się na lewym brzegu. Pierwotny zespół osad targowych i osiedli rzemieślniczych zastąpiono w XIII w. wytyczoną "od linijki" siecią prostopadłych ulic z trzema dużymi placami, z których najważniejszy do dziś jest Rynek. To założenie urbanistyczne uchodzi za najwybitniejszy element architektury miasta. Autorstwo przypisuje się na ogół księciu Henrykowi I Brodatemu (1201-1238) - jednak zdania w tej kwestii są podzielone. Niemniej na 1226 rok datuje się pierwszy akt lokacji miasta - wydany właśnie przez Henryka I. Jemu też przypisuje się wzniesienie nowego, lewobrzeżnego zamku książęcego. Stał tam, gdzie dziś górują nad rzeką barokowy Uniwersytet i kościół im. Jezus (oraz nagi Szermierz). Ze starego zamku pozostała jedynie skromna, gotycko-renesansowa zakrystia kościoła (widać ją od północy, od rzeki) - w niej właśnie, na piętrze, miałem pierwszą w życiu próbę z kapelą punkową (wiosna '89).
W 1241 r., w obliczu najazdu tatarskiego, mieszczanie spalili lewobrzeżne miasto, zerwali mosty i schronili się na Ostrowie Tumskim. Na ich czele stanął Czesław - przeor miejscowych dominikanów. Tatarzy zaczęli szturmować wyspę. "Padł więc przeor na kolana i zaintonował nabożną pieśń. I oto na niebie zalśniła łuna i na pohańców polał się ogień niebieski". Wrocław był uratowany. Tym razem nie przez wodę, a przez ogień. (Bł. Czesław jest od niedawna kolejnym patronem Wrocławia; utożsamia się go symbolicznie z powojennym, polskim etapem dziejów miasta - choć nie ma Czesława w herbie, pochodzącym jeszcze z XVI w.). Przez setki lat lewobrzeżny Wrocław był protestancki. Zaczęło się od płomiennego kazania Jana Hessa (kolejny Jan!) 25.10.1523., w kościele św. Marii Magdaleny (100 m na wschód od Rynku, przy ul. Szewskiej). Dwa lata później obrotny syndyk miejski, Henryk Rybisch, wygrał w kości stojący przy pn.-zach. narożniku Rynku kościół św. Elżbiety. I protestanci mieli już dwie duże świątynie. Chociaż gdy Wrocław przeszedł w 1526 r. pod panowanie Habsburgów cesarz Ferdynand I zażądał od mieszczan likwidacji herezji luterańskiej - ale usłyszał w odpowiedzi, że prędzej się cała ludność z Wrocławia wyprowadzi, niż to nastąpi. Więc sobie odpuścił. Zwłaszcza, że miasto było bogate. Mieszczanie stawiali sobie wokół Rynku coraz okazalsze kamienice. Środek Rynku do dziś wieńczy potężny Ratusz. Wspaniała późnogotycka budowla została ukończona na przełomie XV i XVI w. (później ją tylko lekko "retuszowano"). Jest niezwykle "spiczasta" - nakryta trzema równoległymi, stromymi dachami, przyozdobiona attykami, wykuszami z wieżyczkami itp. Wreszcie -od zachodu- wieżą zwieńczoną renesansowym (również szpikulcowatym) hełmem. Wiele się dzieje na tej budowli. Mnóstwo rzeźb, płaskorzeźb, kiedyś nawet fresków - prawdziwe horror vacui. Wewnątrz jest m.in. kaplica św. Jana Ewangelisty, patrona Rady Miejskiej i drugiego - po Chrzcicielu - oficjalnego patrona miasta (znowuż Jan!!!), uwiecznionego w miejskim herbie. W podziemiach mamy słynną Piwnicę Świdnicką (wejście od południa) - karczmę funkcjonującą od XIV w. (a od kilku lat z mozołem remontowaną). Ja ją kojarzę głównie jako miejsce spotkań kiboli Śląska Wrocław, tudzież obiekt generalnie klezmerski. Więc nic mnie (ani mi podobnych) raczej do Piwnicy nie ciągnęło. No chyba, że już później, do jej ogródka - w sumie dość przyjemnego, całego w drewnie, zwłaszcza latem, w słońcu, na zimne piwo.
Za moich wczesnych lat punkowych Rynek stanowił podstawowe terytorium skinheadów. Zbierali się tu przynajmniej od 1988 roku. Szczególnie pod Pręgierzem, czyli po wschodniej stronie Ratusza (Pręgierz stoi od końca XV w., kiedyś przywiązywano doń złoczyńców, obecna jego wersja to rekonstrukcja z lat 80-tych, bo oryginał wcięło po wojnie). Od tej strony, w podziemiu, mieli nawet przez krótki okres czasu "swoją" knajpę, nad której wejściem widniał (i widnieje do dziś) wykonany sprejem napis "Skin Bar". Punkowcy mieli tu więc przerąbane, ale te czasy rychło przeminęły - teraz to królestwo jabol-punków. Lata 90-te w dziejach Rynku to także ekspansja knajp, coraz liczniejsze i coraz dłużej czynne ogródki piwne, coraz gęstsze oświetlenie (no i coraz więcej kasy w portfelach). Kropkę nad "i" postawił spektakularny remont Rynku, zakończony w 1997 r. Teraz ten stary plac tętni życiem do późna w nocy. A w weekendy jest po prostu tłum. I kupa hałasu.

Idąc spod Pręgierza na południe maszeruje się ul. Świdnicką - formalnie najważniejszą w mieście. Niestety ostatnio wyraźnie zaniedbaną, jakby dla kontrastu z dobrze utrzymanym Rynkiem. To główna ulica handlowa, na przełomie XIX i XX w. rozkwitająca licznymi domami towarowymi. W latach 70-tych przecięta paręset metrów za Rynkiem Trasą W-Z (która powtarza linię niegdysiejszej fosy wewnętrznej, zasypanej w 1866 r.). Pod trasą przekopano z tej okazji siermiężne, gierkowskie przejście podziemne - ulubione miejsce żebraków, akwizytorów, ulicznych grajków itp. Z jednym, jedynym lokalem w postaci działającej "od zawsze" tościarni (tost z keczupem - 3,70 - polecam, choć to za mało na obiad). Tu zbierali się pierwsi wrocławscy punkowcy. Było to tuż po uruchomieniu przejścia, które nie wiedzieć czemu zostało przez załogę ochrzczone mianem "Brodłeju". Tu podobno dostał w ryja od załogantów gitarzysta pierwszej wrocławskiej kapeli punkowej - "bo był za mało punkowy". Ostatnio władze miasta ogłosiły, że za parę lat przejście będzie zasypane.
Tuż przed przejściem, po lewej ręce (idąc od Rynku) stoi zegar. Obecny, na metalowej nóżce, zastąpił starszy, który miał formę wysokiego kamiennego kloca wyłożonego kafelkami. To był właśnie słynny "Zegar" z ulotek Pomarańczowej Alternatywy - miejsce rozpoczęcia większości happeningów ("16.30 pod Zegarem"). Tu bywało gorąco, w tym miejscu milicja - w pierwszej fazie działań PA (1987) - łapała co aktywniejszych uczestników. Nic dziwnego, że w końcu ktoś kiedyś napisał sprejem na zegarze, że "tu mieszka Duch Czasu". Major lubił te zabawy w podchody z milicją. Miał hopla na punkcie militariów i dowodzenia. Podpisywał ulotki jako "komendant Twierdzy Wrocław" ("Twierdza Wrocław" to twór jeszcze pruski, 18-wieczny, reaktywowany podczas oblężenia z 1945). A jako swojego antenata ideowego lubił przywoływać Karola von Clausewitza, autora słynnego traktatu "O wojnie". Też wrocławianina. Von Clausewitz został po śmierci w 1831 r. pochowany na nieistniejącym już cmentarzu przy dzisiejszej ul. Krasińskiego (na pd.-wsch. od centrum, tuż za zakolem istniejącej do dziś fosy zewnętrznej). Tak się składa, że po wyprowadzce z Pomorskiej przeniosłem się z rodzicami właśnie na Krasińskiego, do plomby stojącej niemal dokładnie nad eks-cmentarzem (obecnie parczkiem). I to właśnie tę okolicę zalała powódź, wypełniając eks-cmentarz do cna wodą...



  1   2   3   4  




pogoda
wiadomości
prasówka
kalendarz
kontakt:
poczta
sms
czat
dyskusje
forum
blogi
kartki
e-dyski
strony
tematy
szukam:
e-zasoby
tv & radio
odjazdy
rozrywka
podróże
zdrowie
sztuka:
teatr
kino
muzyka
literatura
e-galeria
muzeum
recenzje
inicjatywy
wydarzenia
zakupy
pieniądze
fachowo
patronaty
reklama
taxi




Karton w E-galerii
O portalu | Kontakt | Komunikaty | Nawigator | Reklama | Strony WWW | Serwer | Współpraca | Regulamin
© Copyright by jaWsieci 2001-2021. Korzystając z portalu zgadzasz się na stosowanie Cookies
[do góry]