Redaguje: Piotr PISZPUNT Rachwalski
Wągrowiec; Poznań; Warszawa (2)
 |  |
Magiczne 15 minut, albo miasta mego życia, czyli zbiorek dygresji... (2)
Warszawa
- bo tu w końcu wylądowałem. Miasto bezstylowe, bez sensu, z makietą starówki zamiast prawdziwego Starego Miasta. Bez klimatu, może stąd, że tu nie ma warszawiaków, są sami przyjezdni, wszyscy chętnie by stąd spierdolili, przyjechali zarobić i spadać, ale to się nie udaje i jakoś mieszkają... Każdy tu przyjeżdża z takim nastawieniem.
Ciężko tu żyć - bo choć to nie Śląsk - powietrza tu jeszcze "nie widać", ale to tu KAŻDY po przyjeździe zaczyna chorować na astmę czy alergię. Ciągłe korki, smród, zła woda, ścisk, chamstwo, złodziejstwo posunięte do granic absurdu (w ciągu roku 2 razy mnie obrobili, ale to nic - 90% znajomych miało obrobiony dom lub ukradzione auto).
Najlepsze, z klimatem, są dzielnice, w których nie jest ciekawie, ale i tą klimatową Pragę się demonizuje z jednej strony, a rozpieprza z drugiej. Kamienice sprzed wojny na Pradze czy na Próżnej - nie remontowane od wojny... jak się rozwalą, to w tych miejscach wybudują kolejne bezstylowe banki. Tu się buduje, ale mieszkania w blokach za... 2-3 miliardy (przy których za miejsce parkingowe niestrzeżone - nie garaż! - płaci się tyle, ile w Wągrowcu za chatę - 40 tys. zł), albo biura. Nie ma ciekawych miejsc, a ostatnie parki chcą zabudować. Niby to nie moje miasto, ale jak zaczną wycinać drzewa w Paku Saskim przy Marszałkowskiej to chyba znów mi przyjdzie się do nich przykuwać łańcuchami (ostatnio powiedzieli, że ten fragment to nie jest historyczny Park, więc można, a nawet trzeba tu coś zbudować; będzie bardziej duszno w centrum, ale to właśnie tu jest najdroższy grunt w Europie Środkowej... park ma pecha, postawią za to biurowiec zwany Biznes Park i będzie dobrze).
Na ten syf ma wpływ stołeczność Warszawy - tu każdy jest przyzwyczajony do tego, że się czerpie korzyści z innych... bo tu albo pracuje się w ministerstwie, albo co najmniej w jakiejś centrali lub dyrekcji generalnej. Koniec końców - czerpie korzyści z władzy...
Ale to już inny temat. Warszawa jest nie do życia - ale to banał i każdy to wie. Szokuje pozorny blichtr głównych ulic, jego zderzenie z syfem podwórek, ruinami w bramach przy Al. Jerozolimskich, bazarem i syfem przy dworcu, jakimiś marketami z blachy w samym sercu miasta (Marks & Spencer). No i te ciągłe korki, ciągłe przejazdy karawan rządzących, które już nawet nikogo nie wkurzają (ostatnio widziałem jak policjanci obstawiający takie przejazdy zatrzymali karetkę na sygnale, która czekała ze 3 minuty, zanim przejechała kawalkada aut i karetek z BORowcami i jakąś świnią... w Poznaniu by to chyba nie przeszło). Są miejsca fajne, budki z tanim żarciem vege u Wietnamczyków, fajny i klimatowy, wschodni, jest stadion 10-lecia, czyli Jarmark Europa... Ma swój klimat także i Ursynów, takie Piątkowo do kwadratu, komunistyczny twór, ale fajny dość przez to, że inny... Fajny jest Mariensztat - takie mini stare miasto przy trasie WZ, dla jej budowniczych zbudowane; wbrew pozorom unikatowe i klimatowe miejsce to MDM, cała z piaskowca, taka "komunistyczna", ale i ciekawa przez te płaskorzeźby kolejarzy i żniwiarek, szarość, rzędy takich samych okien budzą respekt. Fajny jest - o zgrozo - Pałac Kultury i Nauki (zwany tu - od skrótu - PEKINEM) - jedyny charakterystyczny, "warszawski" budynek, kiedyś symbol systemu, teraz jedyny wyróżnik pośród szklanych fasad, punkt orientacyjny, rozłożony jak kupa w środku miasta, ale jakiś taki bliski (może to te filmy z dzieciństwa :-)...). Swój okropny klimat ma też Dworzec Centralny - gierkowski koszmar, bez porządnej knajpy czy poczekalni, nieludzki twór - ale i tak jest to coś wartościowego, jak pomyślę, że w tym miejscu ma stanąć biurowiec, a największy dworzec w kraju zostanie zredukowany do kas w podziemiach...
Co jest najśmieszniejsze? Setki osób z bańkami, wózeczkami do ich wożenia, z butelkami i czym tam kto ma ciągnące do źródełek wody oligoceńskiej - jedynej wody w Warszawie nadającej się do picia. Wygląda to przekomicznie - środek europejskiej stolicy na początku XXI wieku przypomina jakieś oblężone miasto w czasie dżumy... To po prostu trzeba zobaczyć.
A 15 minut? W Warszawie w ciągu 15 minut nic się nie załatwi i nigdzie nie dojedzie. Nawet samochodem czy tramwajem. Jedynie metrem można dojechać na Ursynów, ale metro ma tylko pół jednej linii. Choć tablice wskazują Młociny, gdzie ono nie dotrze nawet i za 10 lat - budują je w tempie 600 m rocznie, przed I-szą wojną w Paryżu budowali kilkakrotnie szybciej - mówi się już o "metrowej mafii" konsorcjów żyjących z jak najwolniejszej, kosztownej budowy...
Przez to właśnie żyć się tu nie da.
Jak się mieszka w różnych miastach? Ano, różnie, na pewno ciekawie. Ale fakt, że mimo woli, mimo żeby się człowiek nie wiem jak bronił, i tak w to nowe miejsce wniknie. Człowiek się aklimatyzuje, akceptuje, nawet wbrew woli, musi się przyzwyczaić, bo inaczej zwariuje. Zaczyna się niewinnie - od tego, że w znalezionej WYBIÓRCZEJ czytasz dodatek lokalny, studiujesz rozkłady jazdy tramwajów i autobusów, zaczynasz kumać kto jest kim, gdzie się chodzi, a gdzie lepiej nie, zaczynasz się denerwować, bo gdzieś tam ostatnie zabytkowe lampy likwidują, albo ciekawą elewację zastępują styropianem... tak się zaczyna i ani się obrócisz a zaczynasz o nowym mieście mówić (i co gorsza - myśleć) "u nas"...
Z własnego doświadczenia wiem, że w Poznan Wągrowcu jest spokój... co z tego, jak nie ma z czego żyć... i tak w kółko. Miasta to naturalne środowisko dla tych ludzkich mutantów jakimi jesteśmy...
Piotr PISZPUNT Rachwalski
luty 2001 (na szybko)
Przypisy:
[1] Jest to oczywiście bajka propagandowa, wcześniej bowiem na polski biblię przetłumaczono dwa razy na Litwie, co było jednak dziełem protestantów - idzie o tzw. biblię brzeską (z 1563, kalwińską, powstałą m.in. przy udziale Jana Łaskiego) i ariańską (z 1570 / 72 / 74, dzieło Szymona Budnego - Wujek zrzynał zresztą z obu całe fragmenty), ale i katolicy swoją wersję wydali wcześniej (w 1561, w tłumaczeniu Jana Kasprowicza Leopolity), by nie wspominać już o paru nie wydanych tłumaczeniach rękopiśmiennych z XV-wieczną biblią królowej Zofii (żony Jagiełły) na czele. Wujek wydał swoje dzieło w odpowiedzi na poziom tłumaczeń protestanckich w 1593 i w kościele katolickim jest ona używana często do dziś.
[2] Bifurkacja to błędna nazwa - to pojęcie hydrologiczne oznacza rozdzielenie się rzeki na dwa odnóża płynące do dwóch różnych zlewni. W Wągrowcu mamy do czynienia z skrzyżowaniem się dwóch rzek, które przepływają przez siebie pod kątem prostym, a ich wody tylko w niewielkim stopniu się mieszają. Ponoć są tylko 2 takie zjawiska na świecie, jedno w Wągrowcu, a drugie gdzieś w Ameryce Południowej...
Piotr PISZPUNT Rachwalski
1
2
|