rozrywka   podróże   fachowo   kontakt   startuj
jaWsieci
 jaWsieci podróże Moje Miasto MIASTO SAMOTNE
 Redaguje: Mateusz Piskorski
Miasto samotne
Urodziłem się w Szczecinie i w tym mieście mieszkałem praktycznie bez przerwy, zatem niechybnie wiąże mnie z nim jakaś więź. Trudno mi się jednak zdobyć na jakąś szerszą refleksję związaną ze stolicą Pomorza Zachodniego, więc poniższe kilka słów należy traktować jako naznaczoną subiektywizmem impresję, a nie przewodnik turystyczny czy rozprawę o dziejach i specyfice miasta w delcie Odry. Można raczej przyjąć ten krótki tekst jako moje indywidualne refleksje nad tym, co w Szczecinie warto według mnie zobaczyć, na co zwracam uwagę przybywającym z daleka (bo tutaj daleko jest z każdego miejsca Polski) przyjaciołom, nie zważając na opinie zawodowych przewodników i historyków Grodu Gryfa. Moje miasto, jak zapewne każde inne, ma swoją specyficzną atmosferę; mniej lub bardziej urokliwe zakątki, niepowtarzalne, nieporównywalne na dobrą sprawę z miejscowościami reszty Polski. Tą specyfikę może niełatwo odczuć przebywając tu przejazdem bądź z wycieczką, ale ona jest, choć trudno uchwytna.
Kiedyś - tu narażę się lokalnym patriotom - w dzieciństwie, nie lubiłem, a właściwie wręcz nienawidziłem Szczecina. Lato spędzałem zwykle w niewielkim miasteczku na Lubelszczyźnie, jakże odmiennym od mego miejsca zamieszkania. Na zasadzie kontrastu przydawałem zachodniopomorskiemu miastu dość negatywne atrybuty, w których jednak było jakieś źdźbło prawdy. Południowy wschód kojarzył mi się z latem, sielskim w oczach dziecka życiem rolnika, jasnymi i pogodnymi kamieniczkami, smakiem świeżych owoców i w ogóle wszystkim, co budzi pozytywne konotacje. Północny zachód zaś - a na nim Szczecin - z ciemną, wilgotną i mglista aurą, szarymi od sadzy oficynami, na których murach widniały wciąż ślady po kulach z czasów II wojny, jakimiś bunkrami położonymi w podmokłych zabagnionych ostępach bukowych, ogólnie z czymś raczej posępnym i niesprzyjającym pogodzie ducha. Z biegiem lat - gdy zacząłem wystawiać nos poza śródmiejskie podwórko, którego jedynymi "atrakcjami" były trzepak, stare garaże i kontenery na śmieci - Szczecin i jego okolice odkryły przede mną swoje niesamowite uroki, których nie znalazłem gdzie indziej. Od tej pory - choć daleki jestem od wszelkich regionalnych i lokalnych "-izmów" - nie wyobrażam sobie życia przez dłuższy okres poza moim rodzinnym miastem...
Zamierzchła przeszłość Szczecina jest słowiańska - pierwsze osady na terenie obecnego miasta pojawiły się już w dobie kultury łużyckiej. Przez Pomorze Zachodnie przelewały się kolejne fale osadników, kolonizatorów i grabieżców, jak przez każdy region naszej części Europy. Bliższa przeszłość Szczecina to przeszłość germańska (bo nie tylko niemiecka, ale też szwedzka). Ostatnie ponad pół wieku to z kolei dekady procesu, który często można było obserwować w XX-wiecznej historii - budowania praktycznie od podstaw nowej świadomości, nowego miasta. Nie chodzi tu przy tym o odgórnie przeprowadzane, planowe działania w myśl inżynierii społecznej, lecz o wrastanie w miasto ludności napływowej, jej wykorzenienie z dawnych stron i zakorzenienie w nowej miejskiej "małej ojczyźnie". Polityczna historia Szczecina obfitowała w nagłe zwroty, charakteryzował ją nieustanny brak pewności i idącego za nią poczucia bezpieczeństwa. Nie wiadomo było czy miasto będzie polskie, czy nie; na czyim terytorium ostatecznie się znajdzie. Są tacy, którzy utrzymują, że ta polityczna przynależność do dziś jest nie przesądzona, ale z wielu przyczyn nie chcę tu wnikać w polityczne, światopoglądowe i inne zawiłości. Dość powiedzieć, w telegraficznym skrócie: polskość Szczecina przed rokiem 1945 była raczej krótkotrwałym epizodem, nie ulegała jednak przez długie wieki wątpliwości jego słowiańskość. Kanclerz Konrad Adenauer powiedział kiedyś, że "Prusak to Słowianin, który zapomniał kim był jego dziadek" i - jeśli damy mu wiarę - to stwierdzimy, iż ci pozbawieni pamięci Słowianie zachodni (mieszkańcy "pruskiego" Szczecina), zbiegli na zachód, by ustąpić miejsca Słowianom z dawnych kresów Rzeczypospolitej. Jednak z tymi kresowymi repatriantami też sprawa nie jest tak prosta. Otóż, w przeciwieństwie do Wrocławia, do którego przeniosła się znaczna część polskiej ludności Lwowa, do Szczecina nie przybyła po wojnie jakaś jednolita społeczność (sporo było wśród osadników Wilnian, ale zbyt mało, by mówić o jakimś przeszczepieniu wileńskich Polaków na zachód). Nad dolną Odrą znaleźli się ludzie z wszystkich zakątków Polski, reprezentujący różnorodne grupy społeczne - pionierzy, którzy przybyli tu najwcześniej, narażając się na niebezpieczeństwa i mozolną pracę (niektórzy twierdzą, że ci osadnicy ukształtowali dynamiczny, aktywistyczny etos obecny przez kilka dziesięcioleci wśród szczecinian), awansujący społecznie chłopi z centralnej i wschodniej części kraju, inteligencja techniczna, wreszcie w ramach Akcji "Wisła" Ukraińcy (wprawdzie w samym mieście ich liczba nie jest tak znaczna, jak w niektórych wsiach Pomorza Zachodniego), zostało także trochę Niemców, Żydów a nawet Francuzów (przywędrowali tu z armiami napoleońskimi). Wytworzył się zatem w mieście swoisty tygiel etniczny i kulturowy, w którym nie pojawiła się jednak elita mogąca nadać ton i jednoznaczny charakter społeczności. W takich warunkach kształtowała się nowa kultura, nowa świadomość. Niełatwo jest tą szczecińską tożsamość określić, ale ona jednak istnieje. Jej przejawem były choćby "wyjazdowe" koncerty metalowe, na których kiedyś bywałem - panował tam zdecydowany podział na Szczecin i "resztę Polski". Ta młodzieżowa "reszta Polski" obawiała się przez dłuższy czas do Szczecina przyjeżdżać... Jak to się stało? Dlaczego tak było? Oprócz czynników prozaicznych, o których szkoda tu pisać, na pewno zaważyło położenie miasta: na uboczu, z dala od wszelkich centrów kultury i innych aglomeracji. Wyruszając z Poznania do Szczecina, po drodze nie spotkamy praktycznie nic oprócz olbrzymich połaci lasów, nieużytków, bagien i łąk oraz paru leżących na kolejowym szlaku mieścin. I nagle, po parogodzinnej podróży z tych szarych pustkowi wyrasta miasto. Pewnie dlatego jest takie odrębne, osamotnione.
Przejdźmy jednak do krótkiego opisu paru miejsc, które niekoniecznie zwracają uwagę turystów, zazwyczaj mijających je obojętnie i przechodzących do obfotografowywania "sztandarowych" Wałów Chrobrego czy Zamku Książąt Pomorskich.

Czy to już Szczecin?

Gdy jadący do Szczecina pociąg zatrzymuje się na jedynej chyba na Pomorzu Zachodnim (prócz Stargardu Szczecińskiego) większej stacji kolejowej po drodze do tego miasta, wiele osób przekonanych jest, że to już docelowe miejsce ich podróży. Tablice na peronie wyraźnie przecież informują nas o tym, iż jesteśmy w Szczecinie, a nie każdy musi zwrócić uwagę, że stacja nazywa się "Szczecin - Dąbie". Nie przekroczyliśmy jeszcze przecież Odry, zatem musimy znajdować się w prawobrzeżnym Szczecinie, którego charakter zdecydowanie różni się od pozostałych obszarów miasta, o czym poniżej.
Jeśli jednak przez pomyłkę, zmęczeni długą z reguły podróżą wysiądziemy na stacji Dąbie z pociągu, przekonamy się, iż prawobrzeżny Szczecin - choć ma swoje uroki - jest miejscem niezbyt przyjaznym czy nawet nieco antypatycznym. Jakieś zarośla tuż za dworcowym budynkiem, zaniedbane parki, zaśmiecone strumyki i rzeczka.
Ta rzeczka nazywa się Płonia i to właśnie u jej delty (wpływa do jeziora Dąbie) powstała wczesnośredniowieczna osada o nazwie Dąb. Jak dowiodła archeologia, już wtedy istniał tu słowiański gród obronny. Kres dawnemu Dąbiu położyła Polska, a ściślej Bolesław Krzywousty, który w roku 1121 w ramach swej kampanii przeciwko Pomorzanom zrównał z ziemią osadę nad Płonią. Kilkadziesiąt lat później Dąbie odbudowano z inicjatywy księcia pomorskiego Warcisława, który podarował je wkrótce cysterskiemu klasztorowi z pobliskiego Kołbacza. Z osady Dąbie stało się wsią, by następnie - dzięki rozwojowi handlu i zyskaniu praw targowych - otrzymać w roku 1260 prawa miejskie (na prawie magdeburskim). Położenie na istotnych szlakach handlowych, w odległości 14 km od Szczecina (z dostępem do przeprawy przez Regalicę) sprawiło, iż kupiecki charakter Dąbia, szerokie kontakty jego mieszkańców prowadziły do prób zyskania samodzielności w ramach Związku Hanzeatyckiego. Na takie rojenia stanowczo nie godził się Szczecin, a jego głos, nawet w przypadku połączenia sił przez zdominowane przez niego okoliczne miasta, i tak miałby charakter wiążący. Koniunktura trwała w Dąbiu ponad dwa stulecia, jednak jej kres przyniosły krwawe wojny, które targały naszą częścią Europy począwszy od XVII wieku. Dąbie przechodziło kilka razy z rąk szwedzkich do brandenburskich, i z powrotem. Początek wieku XVIII to kolejna katastrofa - epidemia dżumy zmniejszyła liczbę Dąbian o mniej więcej połowę. Kolejnym ciosem dla rozwoju czy choćby świętego spokoju mieszkańców podszczecińskiego miasta była wojna siedmioletnia (w ramach prac fortyfikacyjnych wyburzono wiele zabudowań także na terenach prywatnych). Znów nastąpiło kilkadziesiąt lat spokoju, po czym przez Dąbie przewaliły się wojska napoleońskie, które stacjonowały tu w latach 1806 - 1813, doszczętnie ogałacając miasteczko i jego mieszkańców. Rozwój Dąbiu przyniosła władza pruska; systematycznie powiększał się obszar zabudowany, powstawały pierwsze zakłady przemysłowe (głównie branży spożywczej i przemysłu drzewnego). Charakter XVIII-wiecznemu Dąbiu nadawał pruski garnizon i jego infrastruktura. W wojnie francusko - pruskiej 1870/71 po raz pierwszy pojawiły się tu obozy jenieckie (około 10 tys. jeńców francuskich). Obozowa i garnizonowa tradycja przetrwała do końca II wojny światowej; w czasie pierwszej wojny garnizon pruski liczył tu 100 000 żołnierzy (co wydaje się rzeczą aż nieprawdopodobną), do czego dodać można jeszcze liczbę 20 tys. przebywających w obozach jenieckich sołdatów wszelkich możliwych narodowości; w czasie drugiej wojny były tu obozy pracy, zatrudniające m.in. Polaków. 20 marca 1945 roku, po kilkudniowych zmaganiach wojska radzieckie i polskie wybiły w pień załogę dąbskiej Festung (m.in. jednostki SS), broniącej dostępu do Szczecina. Obrona była faktycznie zaciekła: doliczono się 40 tys. niemieckich poległych, 12 tys. jeńców, 126 zdobycznych czołgów i ciężkich dział. Atak był jeszcze bardziej zaciekły: 75% zabudowy Dąbia zrównane zostało z ziemią. Do odbudowy tej dzielnicy Szczecina (przyłączonej administracyjnie w roku 1939) przystąpiono niebawem po ustaniu huku dział, ale faktycznych postępów w tej dziedzinie dokonano dopiero w latach 60. i 70.



  1   2   3  




pogoda
wiadomości
prasówka
kalendarz
kontakt:
poczta
sms
czat
dyskusje
forum
blogi
kartki
e-dyski
strony
tematy
szukam:
e-zasoby
tv & radio
odjazdy
rozrywka
podróże
zdrowie
sztuka:
teatr
kino
muzyka
literatura
e-galeria
muzeum
recenzje
inicjatywy
wydarzenia
zakupy
pieniądze
fachowo
patronaty
reklama
taxi




Karton w E-galerii
O portalu | Kontakt | Komunikaty | Nawigator | Reklama | Strony WWW | Serwer | Współpraca | Regulamin
© Copyright by jaWsieci 2001-2021. Korzystając z portalu zgadzasz się na stosowanie Cookies
[do góry]