Przechodząc pod chlubą miasta - nowoczesną trasą wjazdową obejmującą mosty na Odrze, tzw. Trasą Zamkową, dojdziemy do najchętniej odwiedzanego przez wielu szczecinian miejsca, które widnieje na większości widokówek i folderów reklamujących miasto - Wałów Chrobrego. W tym miejscu trzeba pamiętać, iż za czasów pruskich Szczecin był przede wszystkim twierdzą i wielkim garnizonem. Wojny napoleońskie dowiodły jednak nikłej wartości uzbrojonych po zęby niemieckich Festung i to właśnie wówczas pojawiały się ze zwielokrotnioną siłą postulaty demilitaryzacji miasta. Garnizony, umocnienia i forty uniemożliwiały bowiem prawidłowy rozwój obszaru miejskiego - ich powierzchnia zdecydowanie przewyższała powierzchnię cywilną Szczecina, hamowała rozwój portu handlowego i kupiectwa. Przez niemal cały wiek XIX trwała zatem batalia cywilnych władz miasta o demilitaryzację, uwieńczona sukcesem dopiero w roku 1873. Wówczas to postanowiono o likwidacji trzech największych miejskich fortów - Fortu Prusy (dziś jeszcze na jego terenie, w okolicach Dworca Głównego i ul. Narutowicza stoją kompleksy koszarowe), Fortu Wilhelm (obecnie zabudowanego secesyjną dzielnicą w okolicach pl. Grunwaldzkiego) oraz Fortu Leopold. Właśnie na terenie byłego Fortu Leopold powstały Wały Chrobrego zwane wówczas Tarasami Hakena (od nazwiska Hermanna Hakena, ówczesnego burmistrza miasta); kompleks monumentalnych budynków urzędowych (wybudowanych w latach 1902 - 1913), w których dziś mieści się Wyższa Szkoła Morska, Urząd Wojewódzki oraz Muzeum Narodowe. W ciepłe, letnie wieczory dziedziniec przed Muzeum, z widokiem na przepływającą poniżej Odrę, cieszy się chyba największą popularnością jako miejsce spotkań i wszelkich rozrywek. W odróżnieniu od większości innych miast posiadających staromiejskie rynki, w Szczecinie to Wały Chrobrego są tym szczególnym, wyjątkowym celem wszelkich wieczornych wypadów. Oczywiście w porze jesienno - zimowej świecą pustkami, bo nie ma tam praktycznie żadnych godnych uwagi lokali na deszczowe dni. Włócząc się po szczecińskim śródmieściu natkniemy się też na mnóstwo tzw. miejskiej zieleni - parki, ogrody dendrologiczne (z dość ciekawymi okazami, jeszcze z czasów niemieckich). Śródmiejskie uliczki zabudowane są głównie przerażająco szarymi i odrapanymi secesyjnymi kamienicami, które kiedyś - co widać - mogły być naprawdę piękne. Dziś nie są, a ich renowacja przebiega w opieszałym tempie i wiąże się z eksmisjami i wysyłaniem (właściwie: zesłaniem) ich mieszkańców do prawobrzeżnych blokowisk miasta. Do kamienic, które udało się odrestaurować wprowadzają się nieliczni, których stać na wykupienie niebotycznie drogich i ekskluzywnych apartamentów; przede wszystkim mieszkania obejmują w posiadanie Niemcy, którzy wprawdzie w Szczecinie na stałe nie zamieszkują, jednak przyjeżdżają tu na święta i zakupy. Odnowione budynki z wielkimi apartamentami stanowią jednak na razie nieznaczny ułamek secesyjnej zabudowy miasta, a na murach wielu szarych oficyn znaleźć można nadal ślady po pociskach - nie powstałe w gangsterskich porachunkach, lecz podczas ostatniej wojny. Miejsc ciekawych, niektórych może i nieco "magicznych" jest w śródmieściu sporo, jednak nie czas tu na przegląd wszystkich zaułków.
Uroki przedmieść
W Szczecinie najwspanialsze są przedmieścia, choć być może twierdzę tak, gdyż sam mieszkam na jednym z nich. Część z nich to willowe dzielnice jeszcze o "niemieckim" rodowodzie, część to raczej niewielkich rozmiarów blokowiska położone wśród okalających miasto lasów i wzgórz. Przyjrzyjmy się zatem paru miejscom oddalonym od zgiełku śródmieścia, szczególnie - według mnie - godnym uwagi. Zacznę, trochę nieskromnie, bo tam właśnie mieszkam, od Osiedla Arkońskiego, które dorobiło się ostatnio - pomimo swych w gruncie rzeczy niewielkich rozmiarów - nawet strony internetowej przygotowanej przez podwórkowych patriotów. Samo osiedle to nic nadzwyczajnego - kilka wieżowców, kilkanaście czteropiętrowych bloków i parę uliczek z zabudową willową. Lokalną atrakcją jest natomiast największy park leśny Szczecina - Las Arkoński. Przed wojną nazywał się on Eckeberger Wald i już wtedy jego powierzchnia wynosiła około 900 hektarów, co plasowało go na pierwszym pod względem obszaru miejscu wśród licznych podmiejskich terenów rekreacyjnych. Nazwa pochodziła od prawdopodobnego nazwiska założyciela tutejszej XVI-wiecznej osady pasterskiej, Eckeberga. Przyznać trzeba, że Niemcy dbali o szczecińskie tereny zielone, czego nie można powiedzieć o obecnych władzach miasta. Przechadzając się bukowym lasem, wśród wzgórz i licznych strumieni natkniemy się na miejsca naprawdę niezwykłe - ruiny dawnych restauracji, uzdrowisk, wreszcie wieży widokowej (tzw. Wieży Quistorpa - od nazwiska jej fundatora). Niestety, w roku 1945, a więc już w ostatnich miesiącach wojny, wszystkie leśne obiekty zostały zrównane z ziemią przez alianckie bomby. Jednak, może właśnie dzięki temu, miejsca te wyglądają dziś tak niezwykle, niemal "magicznie". Działająca po roku 1945 polska Komisja Nazewnictwa zajmowała się nadawaniem nazw nie tylko ulicom, ale także obiektom topograficznym; w przypadku Lasu Arkońskiego posłużono się mianami nawiązującymi do przeszłości Słowiańszczyzny zachodniej - dwa najwyższe wzniesienia kompleksu leśnego to Wzgórze Arkony i Wzgórze Sobótki. Nieopodal tych miejsc dzisiejsi wyznawcy słowiańskiej wiary sprawują pośród rozłożystych dębów swe cykliczne obrzędy.
Warto też wybrać się na wycieczkę do północnych, nadodrzańskich dzielnic Szczecina. Po drodze obejrzymy olbrzymiej wielkości kompleks stoczniowy Stoczni Szczecińskiej, nietkniętą bombardowaniami zabudowę północnych przedmieść miasta. Naszym punktem docelowym mogłaby być kolejna wieża widokowa, z której obserwować można panoramę całego Grodu Gryfa i okolic. Budowla znajduje się na Zielonym Wzgórzu, położonym nad Odrą i porośniętym bukowym lasem morenowym wzniesieniu w dzielnicy Gocław. Wieża powstała w roku 1912 i nazwano ją na cześć kanclerza Rzeszy Wieżą Bismarcka (Bismarckturm); jest to twór arcyciekawy pod względem architektonicznym, gdyż nawiązuje do grobowca króla Ostrogotów Teodoryka Wielkiego, wzniesionego w VI wieku w Rawennie. Wprawdzie wspięcie się na kopułę wieży, z której roztacza się najbardziej imponujący widok wymaga nieco odwagi i sprawności fizycznej, ale naprawdę warto spróbować. Śmiałkowie mogą wdrapać się na dawny maszt radiowy - dziś nieco chybotliwy - przymocowany do szczytu wieży. Wprawdzie wejście do budynku jest ustawicznie zabezpieczane kratami, lecz nie jest to żadną przeszkodą dla zapalonych wielbicieli wspinaczki linowej, którzy regularnie wstawione kraty przepiłowują. Faktem jest natomiast, że ewentualną wycieczkę na szczyt wieży odradzić trzeba osobom mniej sprawnym, bądź "niedysponowanym" - w ostatnich latach wydarzyły się tu dwa śmiertelne i cały szereg zakończonych kalectwem wypadków. Wokół Zielonego Wzgórza narosło wiele legend - niektórzy twierdzą, iż cały masyw mieści w sobie wielokondygnacyjny budynek niemieckiego szpitala. Kto wie...
Okazuje się, że w polskim od ponad pół wieku Szczecinie, najbardziej niezwykłe miejsca to ruiny dawnych niemieckich obiektów. Cóż, mimo iż osobiście jestem gorącym zwolennikiem pełnej reslawizacji miasta (choć ten projekt dziś brzmi utopijnie, o czym przekona się każdy, kto zawędruje na Pomorze Zachodnie), to jednak przyznaję: najbardziej fascynujące są właśnie ślady przedwojennego Szczecina, dawnej pruskiej fortecy, co po dziś dzień w jakiś sposób determinuje odrębność miasta od "reszty Polski". tzw. armat (teren przed zamkiem od strony zachodniej, nadodrzańskiej zwidokiem na port i położoną poniżej wzgórza zamkowego Basztę Siedmiu Płaszczy, stanowiącą ppozostałość średniowiecznych murów obronnych miasta), a dla chcących wysupłać parę złotych na bilet wstępu - z położonego na wysokości 35 m ganku jednej z wież (stąd rozciąga się przy dobrej widoczności panorama całego Szczecina i okolic).