rozrywka   podróże   fachowo   kontakt   startuj
jaWsieci
 jaWsieci podróże Moje Miasto MÓJ GDAŃSK (4)
 Redaguje: J@ny P. Waluszko
Mój Gdańsk (4)
Do szkoły chodziliśmy zrazu na Karpią (stała w miejscu grodu i zamku, zamknięto ją wraz z rozpoczęciem wykopalisk w 1974), potem na Aksamitną za rzekę (tam był też nasz ośrodek zdrowia, zaś obok ubezpieczalnia na Wałowej - dawna kasa chorych, której nazwa przetrwała od czasów niemieckich, mimo iż po wojnie budynek zmienił funkcję). Klasy nieparzyste przeniesiono na Groblę IV (Główne Miasto - tu, przy U Furty, było też nasze przedszkole, do którego chodziliśmy jednak tylko przez rok - mama pracowała w spółdzielni pracy jako chałupniczka, więc mogliśmy zostać w domu). U nas na dzielnicy, po zamknięciu w 1971 szkoły na Osieku, była już tylko szkoła specjalna numer 26 (ci dopiero byli gigantami), obecnie warsztaty szkół łączności (jako dzieciaki urządzaliśmy tu sobie zawody w wybijaniu licznych małych szybek w wielkim oknie oficyny i nagrywaliśmy film z efektami specjalnymi, za to bez kamery). W tamtych czasach byliśmy jeszcze Murzynem (miałem ciemne kręcone włosy - to była moja ostatnia ksywa, potem używałem już tylko różnych odmian mego imienia) i Sałatą (Orzeł mieszkał w oficynie z ogródkiem otoczonym wysokim murem, stanowiącym być może zarys nieistniejącego już domu - pamiętam, że jako dzieci szturmowaliśmy nieraz ów zamek, uzbrojeni w kije, z kartonami w roli tarcz czy też zbroi, obrońcy zaś ciskali w nas różnymi przedmiotami, a nawet lali wodę z garnków - w pewnym momencie jeden z nich udało nam się zrzucić z muru, co skończyło się potopem ula i holocaustem pszczół, które hodował ojciec Orła). Potem zaczęliśmy robić komiksy, których akcja działa się m.in. w Gdańsku jako rezerwacie urbanistycznym, bawić się w film i wyprawy do Holandii - na Dolne Miasto, a w końcu dorobiliśmy się naszej własnej ideiki - homoizmu oraz pisma Nietoperz. Zdarzyło się to już za czasów liceum - pisemko nie było zbyt serio, ale za komuny wszystko było groźne i w maju 1979 (rok otwierania listów po wysadzeniu Lenina w Nowej Hucie) Orła aresztowała SB, na szczęście bez dalszych konsekwencji, jeśli pominąć psychiczne. I LO (Jedynka, obok wrzeszczańskiej Topolówki, główna wylęgarnia opozycji w Gdańsku) mieściło się też za rzeką, w neogotyckim gmachu dawnego gimnazjum, w tzw. trójkącie naukowym (obok było archiwum i biblioteka miejska, dziś PAN-u), blisko słynnej II-ej bramy Stoczni. Z okien szkoły widać było plac pętli tramwajowej, czasami goszczący wesołe miasteczko - obecnie stoi tu pomnik ofiar grudnia 1970. Dla mnie był to koniec życia na podwórku. O ile podstawówkę skończyłem ze średnią ocen 5.0, o tyle do liceum chodziłem głównie na przerwy. Wraz z młodszą o dwa lata klasą Skiby, byliśmy najaktywniejszą formacją w I LO: pismo powielane i ścienne, do którego dzisiejsi radni nieśmiało podrzucali nam ulotki za szybę, kabaret, teatr, praca w radiowęźle czy nasza rola w samorządzie w roku szkolnym 1980/1 utkwiły belfrom w pamięci na tyle, że po 13 Grudnia ci bardziej czerwoni chcieli mścić się za mnie na Marku Wałuszko, myląc nasze niemal identyczne nazwiska. To z tego środowiska wyrósł powojenny polski anarchizm.

Za rzeką, bliżej dworca PKP, była też kiedyś wielka łąka wzdłuż Raduni, między kanałem a ulicą Heweliusza, Rajską i Gnilną, latem pełna kwiatów na wianki, zimą - śniegu dla sanek, miejsce naszych spacerów z rodzicami. Szło się na nią przez most na Stolarskiej, gdzie 31 VIII 1982 zginął nasz znajomy ze szkoły, wówczas już robotnik z portu, Piotrek Sadowski - w rocznicę jego śmierci RSA upamiętniło go klepsydrą i drewnianą tablicą powieszoną na barierce mostu, ale SB szybko je usunęła. Jeśli idzie o samą łąkę, to teraz stoi tu, budowany z przerwą na pożar przez jakieś 10 lat, hotel Hevelius (jego fasada i nazwa znów są przerabiane) i sąsiedni wieżowiec biurowy (oba zupełnie nieadekwatne na owym półpustkowiu) oraz nowy Dom Technika (stary, przy komitecie partii, spłonął w 1970). Dziś powstaje tu także dom towarowy i kolejne multikino, dzięki czemu jest tu pewnie więcej czynnych żurawi niż w Stoczni. Po wojnie planowano w tym miejscu stworzenie nowego centrum miasta, ale nic z tego nie wyszło, choć wokół powstało trochę lepszych, witających klienta neonami sklepów w parterach owych socmanierystycznych bloków gdańskich, jak Delikatesy, sklep muzyczny, sportowy i elektryczny, parę odzieżowych, nadto radiotechnika, książki, perfumeria, meble, mięso, cukierki, kwiaty, Malinowo (owoce i warzywa), futra, zegarki, chleb, dom mody i sklepy z butami, w tym Cobra (z czasów pierwszej Solidarności pamiętam jego okupację - interwencja B. Lisa z Zarządu Regionu przekonała milicję do odjazdu, a kierownika sklepu do sprzedaży butów; moja para okazała się nieco ciasna, ale wziąłem - większej nie było). Istniejący (do dziś) bliżej nas, na rogu ulic Heweliusza i Łagiewniki, sklep firmowy zakładów cukierniczych Bałtyk dodatkowo podnosił atrakcyjność spacerów w ten rejon (w tamtych czasach, inaczej niż dziś, słodycze nie były niczym zwyczajnym). Dla stoczniowców tutejszą atrakcją była knajpa Pod kaprem (niezła mordownia, choć daleko jej było do legendy Osieku, menelskiego baru Santos na rogu Podwali Staromiejskich). Dla mnie ta przestrzeń wiąże się także z początkami naszej samodzielnej wizji świata - to tu przed ćwierćwieczem, na łuku Heweliusza ku Rybakom, wymyśliliśmy z Orłem homoizm, a między parkingiem Hotelu i Domem Technika zaczęliśmy tworzyć podstawy teorii (3/4-cy świętej) PIWO rozważaniami na temat tego, czy bunt jest wolnością czy niewolą.

Jako dzieci chodziliśmy też z rodzicami dalej, za pętlę tramwajową, do familoków na Marynarki Polskiej, gdzie mieszkali nasi krewni, obserwując czasem, jak po torach tramwajowych przetaczają z kolei do Stoczni wagony z sekcjami kadłubów (nawiasem mówiąc, dopiero wczoraj dowiedziałem się, że na ten odcinek Marynarki Polskiej rozciągnięto nazwę ulicy Jana z Kolna - cóż, znam w mieście niemal każdy dom, ale nazwy ulic są mi dość obojętne). Jeszcze dalej chodziliśmy z Orłem po kolędzie, od Gdyńskich Kosynierów po Zielony Trójkąt, małą stocznię w ogródku, dwory Młynisk, Ostrów i port na Wiśle. Wielkie domy na ulicy i w sąsiedztwie Gdyńskich Kosynierów, z osobnymi klatkami dla państwa i służby, ręcznym dźwigiem do wciągania mebli czy rzeźbami na fasadach, to marne resztki zabudowy z przed stulecia, a więc z epoki, która gdzie indziej była złotym wiekiem miejskości, lecz u nas została skazana na zapomnienie na rzecz rekonstrukcji historii wcześniejszej (z XVI - XVIII wieku) czy nowych blokowisk. Wzdłuż obecnej ulicy Jana z Kolna ciągną się płoty Stoczni Gdańskiej i Północnej z napisami strajkowymi i legalnymi murales'ami, starymi plakatami wyborczymi i nowymi reklamami (to właśnie na tutejszych billboardach zacząłem pisać AW$LD) oraz spaloną halą widowiskową (jej pożar upamiętnia opuszczony, jak wszystko na tej ulicy, pomnik w miejscu bramy wejściowej i liczne dowcipy, powstające u nas po każdej większej katastrofie). W samej Stoczni byliśmy parę razy, u taty, chrzestnego i wujka (tego od familoków), na wodowaniu (czasem też, na Mikołaja, w owej hali - potem imprezy przeniesiono do Olivii na Przymorze). Za torami kolei był park Błędnik przy Wielkiej Alei (dziś Alei Zwycięstwa, starej -obsadzonej lipami- drodze do Wrzeszcza), dla nas miejsce spacerów, dla stoczniowców knajpa Pod kasztanami i stylowy klozet. Na drugą stronę alei chodziliśmy już sami na sanki, zjeżdżać po stokach fortów i lasogórek Oliwskiej Bramy, z której był wspaniały widok na miasto i Stocznię (zieleń Oliwskiej Bramy była dziełem człowieka, podobnie jak część pobliskich gór = fortów; jeszcze za Gomułki były tam oświetlone alejki, ale już za Gierka nie stworzono tu, jak gdzie indziej, ich ersatzu w postaci ścieżek zdrowia, zaś zielsko zaczęło pochłaniać nawet asfalt, ławeczki, słupy ślepych lamp i olbrzymie schody z widokiem na Wisłę w porcie). To tu także, przy nieczynnej muszli koncertowej (uchu Urbana) na Placu Zebrań Ludowych, mieliśmy zbiórkę przed rozbiciem pochodu rządowego 1 maja 1985 (pochody organizowano z reguły właśnie na Alei, w 1982 zamiast rządowego poszedł tędy do Wrzeszcza 100-tysięczny pochód Solidarności). Na ogół na placu był cyrk czy wesołe miasteczko, zaś obok - stara strzelnica, cmentarz wyzwolicieli i jedyny w miarę zachowany stary cmentarz gdański, pełen dziwnych zabudowań (kaplica, domek grabarza), pomników (lufy armat, kotwica, ściana z hełmem, obelisk czy grecka świątynia), bujnej roślinności i... warzyw w ogródku na nieboszczykach. Lubiliśmy przychodzić tu z Orłem i w dzień bez powodu, i nocą w święto zmarłych, a dziura w jego płocie była dla nas symbolem przejścia do innego świata, kojarząc się ze scenografią Sanatorium pod klepsydrą.



  1   2   3   4   5   6   7  


OUI Wsieci


pogoda
wiadomości
prasówka
kalendarz
kontakt:
poczta
sms
czat
dyskusje
forum
blogi
kartki
e-dyski
strony
tematy
szukam:
e-zasoby
tv & radio
odjazdy
rozrywka
podróże
zdrowie
sztuka:
teatr
kino
muzyka
literatura
e-galeria
muzeum
recenzje
inicjatywy
wydarzenia
zakupy
pieniądze
fachowo
patronaty
reklama
taxi




Karton w E-galerii
O portalu | Kontakt | Komunikaty | Nawigator | Reklama | Strony WWW | Serwer | Współpraca | Regulamin
© Copyright by jaWsieci 2001-2021. Korzystając z portalu zgadzasz się na stosowanie Cookies
[do góry]