rozrywka   podróże   fachowo   kontakt   startuj
jaWsieci
 jaWsieci podróże Moje Miasto MÓJ GDAŃSK (5)
 Redaguje: J@ny P. Waluszko
Mój Gdańsk (5)
Wracając do nas, na dzielnicę, to kościoła nie było tu nigdy - może słowiańskim rybakom nie był tak potrzebny, jak Niemcom w innych dzielnicach (po misji Wojciecha nie pozostał w Gdańsku żaden ślad - miasto wróciło na ponad wiek do pogaństwa - z wzajemnością zresztą - w późniejszych żywotach świętego w jego miejsce pojawia się już Gniez[d]no). Naszą parafią był więc zrazu św. Mikołaj na Głównym Mieście, gdzie tata jako cieśla pomagał odnawiać wielki barokowy ołtarz, potem Brygida na Starym Mieście, w średniowieczu wróg numer jeden biednych ludzi z Osieku. W jej ruinach bawiliśmy się przed rokiem 1970, wchodząc schodami w filarze na wysokość nieistniejącego wówczas dachu, po odbudowie zaś robiliśmy za ministrantów u Jankowskiego, dzięki czemu potem, w roku 1988, kiedy już nie wierzyliśmy w kościół, udało nam się tu przejąć gazetkę ścienną, zorganizować Duszpasterstwo Anarchistyczne i skandaliczny występ muzeum objazdowego Totartu oraz udzielić wywiadu dla kościelnej PiP-y (z trzema zaznaczonymi cięciami cenzury kościelnej i państwowej). O rzut kamieniem od nas w drugą stronę, za rzeką, była Stocznia i gazownia, tworzące osobne miasto z własnymi domami i halami, torami dla dźwigów, kanałami dla statków i wielkim płonącym piecem, istnym piekłem, w którego otchłani znikała zawartość maleńkich wagoników z koksem (jeszcze długo po wojnie tu i ówdzie istniały lampy gazowe, a zapalał je m.in. taty znajomy ze stoczni, dziś przepadły nawet ich słupki, podobnie jak stare pompy, hydranty itp.). Obok nich, w wieży energetycznej mieliśmy swój skłot, gdzie uciekaliśmy na przerwy. Czasem chodziło się też tam zimą po zamarzniętej rzece do kina Motława. Panoramę, z której ścian stoczniowcy pobudowali sobie domki na działkach w Jasieniu, zamknęli chyba wcześniej. Potem do kina chodziliśmy już rzadko (wyjątek to niemal prywatny DKF X Muza, robiony przez kumpli z Gilotyny i zespołu filmowego MAFIA, oraz festiwal filmowy - póki robili go w Domu Technika w Gdańsku wchodziliśmy nań za darmo na lipne karnety lub przez salę, w której odbywały się konferencje prasowe). Kiedyś można było jeszcze popłynąć promem do kina Piast za Motławę (po której wówczas pływały jeszcze barki, a nawet perkozy i foki oraz żywe ryby -pamiętam dzień, w którym ktoś z wędkarzy przeciął jedną z nich, była zgniła w środku- potem pływała już tylko ropa i wodorosty, dziś sępią tu chleb kaczki i łabędzie, czasem też wędkują menele - nie wiem, dla sportu czy z determinacji biedą). Wiatr od rzeźni sprawiał, że nawet niska cena biletów w Piaście nie była w stanie skusić zbyt wielu chętnych i kino zlikwidowano, a prom w końcu utonął wraz z pasażerami i nie przywrócono go więcej (mimo to, rejon ów był dla nas ważny i potem, kiedy działał tu legendarny Klub Inicjatyw Społecznych C~14 czy pseudo-skłot Rzeźnia). Likwidacja drugiego promu, przy Żurawiu, uczyniła martwą całą tamtą część miasta aż po Stogi. Dla mnie dodatkowo zadziałało zatrucie Bałtyku, uniemożliwiające przyjemną kąpiel w morzu (jeśli dodać do tego późniejsze załamanie się przemysłu morskiego, to o istnieniu morza u nas świadczy dziś głównie powietrze, bardziej wilgotne -a zimą i cieplejsze- niż w reszcie kraju - Gdańsk to nie portowa Gdynia, leżąca nad brzegiem zatoki, a nie nad rzeczką wpadającą do rzeki, która uchodzi do morza). Kiedyś bowiem jeździliśmy też czasem stamtąd na plażę na Stogach, bo było bliżej niż z pętli przy Stoczni, ale za to jechało się wisząc na buforach lub trzymając tych, którzy wcześniej dostali się do środka pojazdu (były to tzw. winogrona - dało się to robić, bo jeździły jeszcze przedwojenne tramwaje, z zasuwanymi ręcznie drzwiami i drewnianymi siedzeniami oraz korbą kierownicy z przodu i z tyłu wagonika, by móc kierować bez zawracania pojazdem). Kiedy jednak chcieliśmy się zmieścić w pojeździe - szliśmy na Stocznie.

A skoro już wspomniałem o Stoczni, to pamiętam jeszcze czołgi za Radunią i helikoptery nad szkołą w 1970 (tata przez parę dni nie wracał z pracy, a my mieliśmy dodatkowe ferie) czy wysłanie całego liceum do kina w grudniu 1979, co niewiele pomogło, bo i tak uciekliśmy na wiec Wolnych Związków Zawodowych. W Stoczni pracowali rodzice większości z nas, póki byliśmy maluchami pilnowały nas starsze dziewczyny z podwórka, potem wychowywaliśmy się sami, całe dnie spędzając na ulicy. Tylko kiedy nie dało się wyjść na dwór bawiliśmy się w domu - pokoje są tu często bardzo wąskie, ale dość wysokie, byśmy mogli za ścianą u braci Zielińskich (do których czasem przepukiwaliśmy szyfrem, niczym do sąsiedniej celi - hasło: lacha, odzew: bolero), z nimi i moim najlepszym wówczas kumplem - Łukaszem, odgrywać pojedynek Ściganego z Jednorękim na wieży Eiffla (szafa z krzesłem na górze). Telewizora do połowy lat 70-tych nikt tu niemal nie miał (póki się nie upowszechnił, rodzice między sobą mówili po naszemu, po indursku). Jako dzieci chodziliśmy więc całą bandą do ZURT-u za rzekę na kreskówki oglądane przez szybę, a potem - by już w środku słuchać audycji 60 minut na godzinę (nasz ruski radioadapter Mińsk 55, przywieziony przez tatę z kopalni, choć wielki jak telewizor i z magicznym okiem, nie odbierał bowiem UKF-u, na którym leciała 60-tka). To wszystko, co było za którymś z 4, 5 mostów, za Stolarską czy Podwalami, to już jednak nie moja dzielnica, a Stare Miasto i dalsze części aglomeracji, które [aż po Sopot] stały się ważniejsze w miarę dorastania i deklasowania się z robotniczo - menelskiego środowiska (Orzeł skończył -jako nawiedzony odnową w Duchu św. ksiądz- na zesłaniu w leśnym sanktuarium, ja zostałem bibliotekarzem, wydawcą prasy trzeciego obiegu i alternatywistą - anarchistą/społecznikiem, teraz zaś i arianinem; w pewnym sensie nasz wybór [LO etc.] nie różnił się jednak od wyboru meneli / kryminałów - też nie chcieliśmy iść do roboty jako te ptaki niebieskie :-)).

Dziś dawny Osiek [i Stare Domki] to już historia, bowiem w czasach, gdy pan nie różni się od chama, a solidarność od komuny, także nasza dzielnica nie różni się specjalnie od innych i tylko starych domków jest tu coraz mniej, bo bez remontu walą się kolejne spichrze i kamieniczki. Podobnie działo się od dawna w całym mieście. Czasem potrafiono niszczyć nawet prawdziwe zabytki, jak choćby przy realizacji filmu Kolumbowie (jako dzieci chodziliśmy na łuski na plan filmu do ruin kościoła św. Jana, gdzie zrobiono prawdziwe powstanie warszawskie, podpalając ołtarz koktajlem Mołotowa i puszczając z Różanej czołg T-34, tekturą zrobiony na tygrysa; ulica Straganiarska kojarzy mi się i z innymi nabojami - do syfonu, wymieniał je tu niewidomy dziadek, kładąc je na dźwignię, z której staczały się tylko pełne, zaś monety rozróżniał na wielkość dotykiem). Częściej ginęły zwyczajne budynki, które przetrwały wojnę i -mimo braku remontu- stały nadal w całkiem niezłym stanie. Burzono je po to, by ułatwić sobie pracę przy budowie kolejnych dróg przelotowych dla zbyt licznych już i agresywnych aut (kiedyś Jedności Robotniczej - Hucisko - Błędnik + 3 Maja, dziś Sadowa), czy po to, by w ich miejsce postawić klocek w stylu Novotelu. Pamiętam owo wyburzanie z użyciem wielkiej kuli, wiszące w powietrzu łazienki i kolorowe tapety czy farby, różnobajeczne w każdym przeprutym na pół mieszkaniu. To chyba wtedy przestałem lubić nowoczesne budownictwo. Do dziś zresztą wyburza się stare budowle za zgodą konserwatora (jak pruski skład przy Grunwaldzkiej) czy podpala pod okiem syndyka (jak - po raz piąty już - ocalałe z wojny spichrze i starą rzeźnię za Motławą).



  1   2   3   4   5   6   7  


Miejski Autostopowy Przewodnik Autostopu


pogoda
wiadomości
prasówka
kalendarz
kontakt:
poczta
sms
czat
dyskusje
forum
blogi
kartki
e-dyski
strony
tematy
szukam:
e-zasoby
tv & radio
odjazdy
rozrywka
podróże
zdrowie
sztuka:
teatr
kino
muzyka
literatura
e-galeria
muzeum
recenzje
inicjatywy
wydarzenia
zakupy
pieniądze
fachowo
patronaty
reklama
taxi




Karton w E-galerii
O portalu | Kontakt | Komunikaty | Nawigator | Reklama | Strony WWW | Serwer | Współpraca | Regulamin
© Copyright by jaWsieci 2001-2021. Korzystając z portalu zgadzasz się na stosowanie Cookies
[do góry]