rozrywka   podróże   fachowo   kontakt   startuj
jaWsieci
 jaWsieci podróże Moje Miasto POZNA(J)Ń SWÓJ K-RAJ (3)
 Redaguje: Maciek METYS Hojak
Pozna(j)ń swój k-raj (3)
Gwary środowiskowo-zawodowe miały duży wpływ i nadal mają na rozwój i istnienie gwary poznańskiej. Pierwszym dla mnie środowiskiem mającym wpływ na moje używanie gwary było zamieszkanie, drugim środowisko zawodowe. W wieku 15 lat zacząłem naukę w szkole zawodowej o profilu poligraficznym. Papiery składałem kilka dni przed rozpoczęciem roku, przez nacisk ze strony rodziców, to i pozostały tylko trzy szkoły, jedną z nich była szkoła na Wildzie (wracałem do korzeni, hi), a że nazwy zawodów takich, jak maszynista offsetowy, typograf czy introligator mi się nie podobały, a jedyną, która mnie poruszyła był zecer (do końca nie wiedząc, co za sobą to niesie), to tak się stało. Gdybym wiedział, że Warszawka w osobie urzędasów z ministerstwa obok nazwy zecer kazała wypisywać na świadectwach składacz ręczny, to może bym nie stał się zecerem, hi. Tak czy siak, w drukarni, w której praktykowałem, czyli byłem sztyftem, mówiło się zecer, nie mylić z zacierem, a mój majster zaznaczał - "mistrz czarnej sztuki". Na mistrza to u niego musiałem sobie zasłużyć, to ładował mi straszne roboty, przez co zacząłem mieć zadatki na dobrego zecera. Jednak spóźniłem się o kilka latek, gdy ukończyłem swe sztyftowanie, wchodził pomału tzw. wolny rynek, a moja drukarnia i tak była ostatnia, jeśli chodzi o wprowadzanie nowych technik i zanik typografii, czyli zamiast zecera, czcionek itp. przestawiano się na skład komputerowy. Komputerów nie starczyło dla wszystkich, szczególnie świeżych zecerów, a zawód stracił otoczkę czarnej sztuki i iście rzemieślniczy charakter. Jak to sobie dziś żartuję, że zaczęło się od Gutenberga, a skończyło na Metysie, hi. Swojskość wiąże się z przydatnością codzienną, czyli po noszemu. Występują mniej lub bardziej bliskie związki parających się różnymi występkami, zajęciami, zawodami, bliskości losu i zamieszkania. Każda dzielnica, a i ulice co niektóre, miały swe nazewnictwo, w czym wspomagał fakt zabudowy Poznania czy ukierunkowanie na środowisko je zamieszkujące. W Poznaniu już w XVII w. wyodrębiono gwarę złodziejską. To i były juchty, zyndry, wibiłekna i insze mniej lub bardziej wymyślne. Podam kilka przykładów: "Od Kopca Wolności knaiły się Bambry z Chartowa i Żegrza, od św. Jana śródeckie wybijłokna i juchty chwaliszewskie." "Knajpy-spelunki otwierały swe podwoje dopiero wieczorem, dla różnych juchtów, zyndrów, wśród których spory załatwiane były tylko przy pomocy noża."

W drukarni, która znajdowała się w dawnym budynku Komisji Kolonizacyjnej przy ul. Fredry i Kościuszki, w kompleksie rządowo-cesarskim, mającym mówić o niemieckości miasta, znajdowała się w części drukarnia UAM, a w większości budynek był zajęty przez Akademię Medyczną. W tejże niewielkiej drukarni zacząłem naukę na zecera jako sztyft. Znajdowały się tam trzy zecernie, w trakcie swojej kariery przeszedłem dwie. Były tam wszystkie możliwe do życia pokolenia zecerów, jeden z nich to praktykował jeszcze za Prusaków. By poruszać się swobodnie pomiędzy korytarzami stołów i kaszt pełnych czcionek, justunku itp. trza było znać dużą ilość nazewnictwa, zwrotów, odzywek, a i psikusów. Choćby szukanie pana Kalandra. Jak chcecie, to szukajcie po drukarniach, choć teraz to już co innego jest. Po dłuższych wysiłkach, okazywało się po pryskających ze śmiechu gębach, iż kalander to urządzenie. Chochliki wiele brykały, krwi psuły, przez co jako młodszy sztyft latałem ciągle po alkohol i poznałem przez to spelunki i melinki, co mi w to i graj było. Szkoła - teoria chciała nas wyuczyć odpowiedniego nazewnictwa, trudne to zaiste, przy tak archaicznym zawodzie, jakim stawał się pomaleńku zecer. Trudno z początku było mi się połapać, zbytnio nie byłem podatny na nauki, ale jakoś załapałem. Raz to kaszta warszawska, innym razem tutejsza, odmienny rozkład czcionek w każdej z nich. Jeszcze bardziej mi namięszali na egzaminach - przepytujący, słuchając lekko unoszącej się opowieści o złożonej przeze mnie pracy, co chwila robił wielkie oczy, z lekkim uśmieszkiem i pytaniem kretyna - że co?! Szukałem w łepetynie, chwytając w czym rzecz, urywków lekcji, gdzie po podręcznikowemu gadano, jakoś słabo mi to wychodziło. W końcu jakoś zdawałem na minimalistycznych ocenach, co mnie starczało. Przytaczam w całości opowiadanko (druknięte już w piśmie "Uczennik i uczennica"), starające się być w gwarze poznańskiej o tymże właśnie okresie z nadzieją iż choć trochę wam przybliży ową swojskość.

Ej wiaruchna, wicie poblybram wam tutaj trocha i artychom utre nosa. Jakem był sztyft na zecera przyuczany, w drukarni żem robił. Maystry ciągle mnie wołali, bo psiakręć chochliki ciągle co spsuły, to po browar żem chycał, a że jakiś mir ku mnie mieli, to zawsze byłem to jo. To i poznałem wczesne spelunki, melinki, te przed 13 otwarte. Mi tam wto i graj. Razu pewnego mojo brygada odrabiała jakiś dzień w sobote i prawie sami byliśmy, a że robota nie szła, to mnie ze trzy razy słali, ostatnio to po gorzałe. Lubioł ja te szwendactwo, do tego nikt nie stoł nade mną, nudnych tabel, tytułów po łacinie robić nie trza było i nosić sztegów. Zrazu po czasie śpiewać się im zachciało i wyli okropnie od "Boże, coś Polskę" po ułanów, "Na Barykady", hymny wszelkie i ludowe przyśpiewki, a i co kapeli zza winkla. To przecia stare ejbry zez Chwaliszewa, Jeżyc i Łazarza. Szybko się ukończyło i robote przed czasem wszyscy opuścili. Przychodze jo w poniedziałek, a mayster markotny. Mówi mi - "Indź odczytoj z tablicy". Czytom i tak stało: "Brygada Wiecha (tutaj po nazwiskach wszystko wymienione), co w sobote dzień odrabiała i się piknie zaprezentowała, a z powodu okropnego fałszowania pieśni patryjotycznych, mylenia tekstów i melodii, w tym zapominając o rozdzielności państwa od kościoła, premii na miesiąc bieżący nie otrzymuje. Ucznia wzywa się do dyrekcji" (znaczy się mnie na dywanik). Polazłem, opierdol dostałem, iż po wóde im latałem, o złym wpływie i co ze mnie wyrośnie jeszcze było, współudziale i że mom się pilnować. Na koniec przenieśli mnie do inszej brygady, gdzie tak samo było, tylko skrycie i tyle. I na jasną cholere przyknaiła się ta glizda pierońska, co zwą ją kierownikiem i do tego swój kluber wciskoł, gdzie nie trza, pewnikiem nasłuchiwał pod drzwiami. To taki z niego patryjota. Nauka z nauczki nieraz płynie, za to wiedzoł ja, co to ten patryota. Innym razem bejmy żechmy dostali i młodsze sztyfty gadają do mnie - e, Maciej indź z nami do ogródka WZ - tu to się pyfkiem schłodzimy, poznomy siłe naszego pieniądza. Wspomnieć musze, iż drukarnia nasza zez 50 metrów od owego ogródka była. Co tam bejmy w kiejde i z gzubami na browar. Nie wiem ila tego było, bo rachube straciłem, klara zdrowo dawała i żem stracił płynność. Otwierom jedyn ślip patrzam, a tutaj samiuteńki so siedza. Od razu żem oprzytomniał, bo penery mnie łatwiutko oskubać mogły, a ja ledwo co stoł na girach. Myśle se, cholery jaśniste, huncwoty, gzuby chamskie, jeszcze wom dundel u kluki wisia, a wy tak starszemu sztyftowi, ja wom szkity z dupy powyrywom. To ja wom sztyfty kota pogonie, chodzić będziecie jak ta lala. Co się porobiło, żeby starszemu koledze nie pomóc i jeszcze go zostawić na pastwe. To ja majstrów dobrucham, kiedy kimocie po szafkach, kity wciskam takie, lepiej nie godać. I tak ledwo leżąc klołem dochodząc do przystanku. Wlizłem w bimbe i od razu komar. Budzę się, bo jakiś charmider, szpekam, co jest?... gały przecierom, raz w jedno, raz drugom strone, a jo jest dwa przystanki przed tym, na którym wsiadałem. Czegoś tu kurna felek nie rozumim, za łeb się chwyciłem, zmiarkowałem, w te i nazod bimbą żem jechoł, tylko ila tych okrążeń, tego to już się nie dowiem. Linia zwana zerówkom, co ciągle wkoo jeżdżąc, tak właśnie ochlapusom wszelkim droge w chate ułatwiała. Co tam jade dalij. Łepetyna mi pęka, zawroty, w pysku suchar, bebechy wywraca, postanawiam jak będe gotów, to wyjde. Co czas jakiś film się urywa, co budze się, to inne ludziska stoją. Raz to heksa wielko włazi, klofta tośto tobołów w każdej łapie zez kilka. Ślipia utkwiłem w cielsko, siadła że aż zatrzeszczało, kluber jak pyra, tynku z kilo na pysku. Jak mnie szpekła, uśmiech odsłonił pięć kielonów w srebrze i złocie, aż mnie odrzuciło na chłodną szybe - ulga bo we łbie się zagotowało. Od razu żem sobie przypomniał gadke: "stary papudrok z czerwónym klubrem, niech se kalafe wypapro pudrem". Za mną podlotki jakieś siadają i ćwiergolą, chichrają, tupnoł bym by ciszej, ale pindyrindy mają ci ładne pyski. Lukneły na mnie, na ucho se szemrają - ten to jest ale szczun, tej. Gdyby więcej we mnie dziś siły i wigoru, to bym was dziewuchy do "Pół Czarnej" zaprosił na lemoniade i szneke zez glancem! Hejbnoł bym się nie wiem co, przecia dziś było bejmowanie. Znowuż mnie przebudzono, jakiś fajfus stoi przede mną. Ja go wcale nie słysze, w czym problem? Co? Dochodzi do mnie, a kanar (ja zowie z biblijna tych cudaków kanarejczykami). Mówie jak jest, żem pałe zaloł i o biletach to nie myślałem nawet. Ten na mnie wydziera kalafe, że co to jest, że porządni obywatele, szkiełów wezwie. Ja mu o życiu, ten mi o powinnościach względem ojczyzny. Ej, ojciec, przecia ani ty, ani ja sobie nie nadrzuzgomy, dajmy se spokój. Jeszcze trochę się wyrywał, poszedł w długą. Wreszcie się żem wygrachloł z tej zwodniczej bimby o dużo mówiącej cyfrze zero. W chacie jak mnie stara szpekła, co znowuż nabombany i co taki omurzyniony: gdzie ty luntrusie lofrował! W jakie kszaje lozł, stetrany taki, jak nie wiem co. Matka, spokój, dziś było bejmowanie, swoja dostaniesz. Brachol się włączył: ej no miałeś na działke dżuzgowki i angryst zbierać. Tej brachol, daj se spokój, jutro szczapimy transport i jedziem. Ześrutował ja kolacje i od razu w kime, bom był ganc zhajtany i żem do życia nie był.

Na koniec mały słowniczek, co byście choć trochę złapali, o co w ogóle chodziło :-)
sztyft - uczeń w zakładzie, praktykant, nowicjusz
gzub - malec, młodszy
blubrać, blybrać - pleść trzy po trzy, ględzić
hejbnąć się - zdobyć się na coś
heksa - wyzwisko, obelżywe - jędza
szkieły - policja, gliniarze, mendy
pindyrindy - wystrojone, pewne siebie dziewczątka
ganc zhajtany - zmęczony
bejmy, bejmowanie - pieniądze, wypłata
stetrany - ubrudzony, też zmęczony
lofrować, lofer - włóczyć się bez celu, łazęga
szpeknąć - spojrzeć, zobaczyć
szczun - chłopak



  1   2   3   4   5   6   7   8   9   10  


Mój portal


pogoda
wiadomości
prasówka
kalendarz
kontakt:
poczta
sms
czat
dyskusje
forum
blogi
kartki
e-dyski
strony
tematy
szukam:
e-zasoby
tv & radio
odjazdy
rozrywka
podróże
zdrowie
sztuka:
teatr
kino
muzyka
literatura
e-galeria
muzeum
recenzje
inicjatywy
wydarzenia
zakupy
pieniądze
fachowo
patronaty
reklama
taxi




Karton w E-galerii
O portalu | Kontakt | Komunikaty | Nawigator | Reklama | Strony WWW | Serwer | Współpraca | Regulamin
© Copyright by jaWsieci 2001-2021. Korzystając z portalu zgadzasz się na stosowanie Cookies
[do góry]